Koleżanka namawia mnie, żebym odmalowała całe mieszkanie. Jej partner nawet jest gotowy zrobić to, ale pod warunkiem, że ktoś mu w tym pomoże. I wtedy zadała to pytanie. Ja zrozumiałam je w ten sposób, że ona oczekuje, że w ramach usługi asystenta osoby niepełnosprawnej ktoś powinien pomóc w remoncie mieszkania takiej osobie. Koleżanka była oburzona, gdy jej wytłumaczyłam, że asystenci są od integracji społecznej: mogą pomóc gdzieś dojść, coś załatwić, ale np nie mogą sprzątać.
– No jak to? – oburzyła się koleżanka. – Sprzątanie, to też jest integracja społeczna. A kto niby ma to robić? Czyli w remoncie osoba niepełnosprawna ma radzić sobie sama!
Mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam jej intencje i chodzi jej o to, że ktoś ma do takiej osoby przyjść i za darmo lub za odpowiednio niską opłatą przestawiać meble, przykrywać folią, sprzątać po remoncie, a może nawet go przeprowadzać!
Pokój malowałam jeszcze w czasach prehistorycznych, czyli zanim zaczęłam prowadzić blog. Było to jakieś chyba… 14 lat temu z kawałkiem. Przedpokój i łazienkę remontowałam ponad 9 lat temu. Wtedy dochodziła jeszcze do tego wymiana prawie wszystkich instalacji w mieszkaniu. I miałam na to siłę.
Teraz już mi się nie chce. Czego oczy nie widzą… …a że mieszkam sama, to i oczy nie widzą, więc póki sufit nie wali mi się na głowę, to w ogóle nie ma o czym gadać. A jak już będę chciała robić remont, to zatrudnię fachowca za pieniądze, a nie będę polegać na jakichś znajomych znajomych. Ale na razie remontu nie planuję. Mam nadzieję – jak mawiała Marylka [*] – że „do śmierci mi wystarczy”, a po mojej śmierci już ktoś inny będzie miał problem.
Myślę, że żyć będę krótko, bo samotność mnie zabije. (patrz tu).
Tydzień temu zmarła kolejna samotna, niewidoma kobieta, która jeszcze nie skończyła 70 lat. Marylka też była samotną, niewidomą kobietą, która zmarła po sześćdziesiątce… Daje mi to do myślenia.

Czasami opisuję tutaj zabawne sytuacje, które dzieją się w okolicach ambony.
Dzisiaj śpiewałam psalm na mszy dla chorych. Odprawiał proboszcz.
Przede mną czytała pierwsze czytanie jakaś pani typu „śpiąca królewna”. Kiedy zaczęła czytać, chyba nawet nie zauważyła, że mikrofon nie jest włączony. Przeczytała tak może ze dwa zdania, w końcu ona albo ktoś inny włączył ten mikrofon. Kiedy potem ja wchodziłam na ambonę, mijając się z tą lektorką szepnęłam jej przez ramię – pani poczeka tu na mnie – i weszłam licząc na to, że faktycznie ta pani poczeka aż skończę śpiewać.
Stało się jednak inaczej.
Gdy już skończyłam, przede mną pojawił się ksiądz proboszcz. Podał mi rękę szepcząc przy tym – pani sobie poszła – a następnie zszedł ze mną i doprowadził aż do mojej ławki.
Czy zawstydził tę panią?
Trudno powiedzieć. Może nawet się nie zorientowała, o co chodziło i czego w ogóle chciałam. Może sobie pomyślała – sama weszła, sama zejdzie.
No bo właściwie, jak nikogo nie ma, to jakoś sobie sama zejdę. Wchodzić to nawet wolę sama, ale przy schodzeniu asekuracja mile widziana. 🙂 Trudne to może do zrozumienia, ale jakoś tak mam.
Podczas tej mszy zdarzyło się jeszcze parę zabawnych sytuacji.
Niedaleko mnie siedziała pani na wózku. Wiem o tym, bo kiedy szłam na swoje miejsce, musiałam jakoś przemknąć się koło niej. 🙂 Kiedy jeden z księży chodząc między ławkami do mniej sprawnych osób doszedł do niej, pani chciała odmówić przyjęcia Komunii. Dość długo trwało pertraktowanie tej pani z jej córką oraz księdzem, żeby ją przyjęła. Był wręcz cały wywiad środowiskowy, kiedy ostatnio była u spowiedzi. W końcu historia ta miała szczęśliwy finał. 🙂
A na koniec jakiś pan koniecznie chciał mnie podprowadzić do księdza udzielającego sakramentu chorych. Ja się przed tym usilnie broniłam. Pan mówił do mnie:
– W końcu pani ma już swoje lata… …a nie… pani jest jeszcze młoda… 🙂

Śniło mi się, że wraz z koleżanką z pracy miałyśmy obstawić na mszy pierwsze czytanie i psalm. Właśnie koleżanka miała wejść na ambonę, gdy uprzedziła ją jakaś kobieta o agresywnym, skrzeczącym głosie. Weszła, przeczytała czytanie a następnie powiedziała:
– A teraz wyrecytuję słowa dzisiejszego psalmu…

Dzisiaj rozmawiałam z nią. Nie chcę pisać, gdzie pracuje. Nawet nie mogę napisać, jaką pracę wykonuje, bo wtedy każdy się domyśli. Ten zawód nie jest powszechnie wykonywany przez osoby niewidome i raczej nie jest z nimi kojarzony. Jest to ciężka, stresująca praca, której nie chciałabym wykonywać nawet wtedy, gdybym była naprawdę zdesperowana. Ale ona kocha tę pracę.
Kończyła Laski. Była… …uczennicą tzw Pawilonu. Kto był w Laskach, ten wie, co to oznacza…
Ona wie, od której do której pracuje, ale nie wie, ile to jest godzin. Nie orientuje się w prawie pracy, nie wie, ile godzin dziennie maksymalnie może pracować osoba niewidoma. Nie interesuje jej to. Dla niej jest ważne to, że ma pracę. Nigdy nie odmawia pracodawcy, bo boi się utraty tej pracy. Opowiadała, że kiedyś musiała wrócić z pracy bardzo późno – około godz 23. „Bo trzeba było, bo nie było nikogo innego”. Podejrzewam, że nie wie też, czy w ogóle pracuje legalnie i w jakim wymiarze czasu pracy.
W tej branży są firmy zatrudniające osoby upośledzone umysłowo, autystyczne, chore psychicznie. Ciekawe, czy też są tak wykorzystywane… …i ile pracodawcy w tej branży zarabiają na czysto na takich osobach. Obym się w ogóle myliła. 😦
Gdyby prawo pracy dotyczące niewidomych w Polsce było inne, nie czepiałabym się. Jednak póki co, osoba niewidoma NIE MOŻE pracować więcej niż 7 godzin dziennie i 35 godzin tygodniowo. I NIE WOLNO jej dawać ŻADNYCH nadgodzin.

W naszym kościele jest jeden taki… …ludź. Dyplomatycznie nie napiszę, kto to jest. Ten ktoś, kiedy przeczyta pierwsze czytanie, schodząc z ambony wyłącza mikrofon. Nie zdarza mu się to za każdym razem, choć ostatnio częstotliwość takich zdarzeń wzrosła.
Pierwszy raz zdarzyło się to prawie rok temu. Wtedy ze względu na okoliczności w których śpiewałam, nie od razu to do mnie dotarło. Myślałam po prostu, że czegoś nie słyszę, że mi się tylko wydaje. Miałam wtedy poprosić o pokazanie, gdzie jest włącznik, ale ciągle o tym zapominałam myśląc, że sytuacja się nie powtórzy.
Minął prawie rok i w krótkim odstępie czasu znów doszło do takiej sytuacji. Za pierwszym razem byłam z koleżanką, która szybko się zorientowała i włączyła mikrofon. Natomiast wczoraj już tak dobrze nie było. Kiedy podczas refrenu zorientowałam się, że mikrofon nie działa, rozpaczliwie szukałam jakiegoś przełącznika, nie wiedząc, czego właściwie szukam: czy to ma być przycisk, pokrętło, może suwak… Wykonywałam jakieś rozpaczliwe ruchy tą samą ręką, którą powinnam była czytać tekst. Wyobrażałam sobie, z jaką litością patrzą na mnie ludzie w ławkach i z jaką satysfakcją patrzy na mnie ten, który chwilę wcześniej wyłączył mikrofon. Na rozpaczliwe poszukiwania miałam tylko tyle czasu ile trwa powtórka refrenu. Zaśpiewałam pierwszą zwrotkę, próbowałam jeszcze ponowić próbę, ale po kolejnej porażce dałam sobie spokój.
Choć wiem, że i tak było mnie słychać, to uważam, że mam takie samo prawo do bycia słyszalną, jak ten, kto czyta czytanie. W końcu psalm, to też Słowo Boże.
Wczorajsza sytuacja kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi.
Teraz już wiem, gdzie jest włącznik i nie dam się więcej sprowokować.

Niemal rok temu opisywałam ten problem. Dotyczył on – teraz mogę to napisać – kobiety, która już nie żyje, więc niech spoczywa w pokoju. [*]
Po roku problem wraca i tym razem uderza bezpośrednio we mnie.
Zacznę tę historię opowiadać od końca.
Kiedy wracałam ze sklepu, zaczepił mnie sąsiad.
– Cześć! A z kim to dzisiaj romansowałaś?
– A o której to było?
– O! Skoro zadajesz mi takie pytanie, to znaczy że o każdej godzinie romansujesz z innym mężczyzną. No, kto to był?
No więc powiem wam, kto to był… 😦
Po raz pierwszy spotkałam go wczoraj idąc do kościoła. Opowiedział mi swoją historię. Jest już starszym mężczyzną, ma żonę, niedawno stracili dorosłego syna, właśnie szli na gregoriankę za niego. I cieszył się, że zaśpiewam psalm na tej mszy. Doszliśmy razem do kościoła i tu nasze drogi się rozeszły.
A dzisiaj znów mnie spotkał, tym razem w drodze z kościoła, więc odprowadził mnie pod samą klatkę, bo mieszka na sąsiedniej ulicy.
Więc kiedy sąsiad z drugiej klatki zapytał mnie o to „romansowanie”, to w pierwszej chwili nie załapałam, o co mu w ogóle chodzi.
A kiedy zaczęłam się tłumaczyć i na to wszystko nadeszła jeszcze sąsiadka z piętra, zakpiła sobie ze mnie:
– Aha. Kościół was połączył.
Jeżeli to był żart, to sorry, ale nie znam się na takich żartach.
Niewidome kobiety i niewidomi mężczyźni nie są traktowani jednakowo. Kiedy niewidoma kobieta jest widziana z mężczyzną, osądza się ją o Bóg wie co. Kiedy natomiast niewidomy mężczyzna jest widziany z kobietą – np narzeczoną czy żoną – wszyscy uważają, że to jego siostra lub opiekunka. A kiedy jest widziany z opiekunką czy asystentką, wszyscy uważają, że to jego żona.
Innymi słowy – mężczyznom wolno, kobietom nie.
Chyba powinnam zacząć nosić jakąś koszulkę, albo przywieszkę na torbie z napisem „mężczyznom odmawiam”.

Kto pamięta tę historię?
Otóż historia ma, choć krótką, ale jednak kontynuację.
Tydzień temu zadzwoniła do mnie konsultantka z tej sieci właśnie, proponując jakąś tam zmianę w abonamencie, telefon, tuturutu, te rzeczy…
A ja do niej w te słowa:
„Ja już nie chcę od was żadnego kuriera, żadnej umowy, …” i tu zaczęłam opowiadać swoją historię spod powyższego linku.
Pani jak by nie rozumiała, twierdziła, że zmienili firmę kurierską.
Kiedy nadal upierałam się, że wina nie leżała po stronie firmy kurierskiej ale operatora i mam na to dowód w postaci korespondencji mailowej, pani stwierdziła – uwaga,! to będzie ważne! – otóż pani stwierdziła, że takie obostrzenia dotyczą zawieranych z operatorem nowych umów, natomiast nie dotyczy to aneksów do umów już zawartych.
Ciekawe… ciekawe…
Faktem jest, że wtedy dostałam od nich internet bezprzewodowy i było to coś nowego. Ale wtedy nie było o tym ani słowa. Jedynie ogólnie, że przy przesyłkach dostarczanych do osoby niewidomej musi być dodatkowy świadek.
A pani tydzień temu zadzwoniła i na razie cisza.

Nie będzie to wpis o pewnej stronie którą regularnie obserwuję od ponad roku.
Niedawno koleżanka blogerka poprosiła mnie o to, żebym napisała wpis o tym, jak ludzie przekręcają słowa śpiewając pieśni w kościele.
A że dzisiaj jest ostatni dzień, kiedy można śpiewać kolędy, będzie też właśnie o nich.
Poniżej spis takich pomyłek, które udało nam się wspólnie z koleżanką zebrać, a które świadczą o tym, że ludzie kompletnie nie rozumieją tego co śpiewają.
A przy okazji zachęcam do czytania wpisów ze strony, do której link podałam powyżej.

1. Gloria, gloria i esencji zero. 
2. Jak miła ta nowina, mów gdzie jest ta dziewczyna,
3. Bóg się rodzi, most próchnieje, Pan niebiosów obrażony.
4. Bóstwo to razem zmieszało z wieśniaczymi oparami
5. Cóż masz niebo nad ziemiami, Bóg porzucił szczęście swoje
6. Światło na oświecenie Boga
7. Naród niewierny trwoży się, przestrasza, nasturcjo nasza. 
8. Ziemia się trzęsie, straż się grobu wiesza.
9. Między cierniem lilija kruszy chleb smokowi
10. Tyś niezwyciężonego chlast w mordę Samsona
11. Tyś na pustkowiu sklep > otworzył Panie
albo
12. Tyś na pustkowiu chleb rozmroził Panie.
13. I broń od zguby, gdy zagraża pcios.