wątek na Caviarni

Wczoraj wytarłam kurze gdzie się da a już w szczególności w okolicy komputera, na półce pod biurkiem, gdzie leży modem, skaner i dekoder od kablówki, bo jak jutro przyjdzie monter do routera, to by sobie pomyślał… no i przy okazji odłączyłam starą zepsutą mysz i podłączyłam nową i nic mnie nie trzepnęło 😉 bo na wszelki wypadek wyłączyłam listwę – zawsze mnie tam coś z tyłu trzepie – i odłączyłam zbędny przedłużacz do klawiatury.
A dzisiaj była akcja „Windows 2012”, czyli umyłam okno!
Co prawda nie wiem, jakie są efekty tego mycia. Nigdy tego nie wiem. Teoretycznie może być tak, że okno po umyciu jest brudniejsze niż przed. 😉 No ale przynajmniej szyby zewnętrzne nie są całe w kurzu, ramy są umyte i czysty parapet! 😉
Po południu przy okazji sprzątania u Miśki odkurzę mieszkanie. Obiecuję! 😉
Zazwyczaj jestem z tych, co mówią – co masz zrobić dziś, zrób jutro.
Niedawno w ramach urlopowych rozrywek oglądałam „Rozmowy w toku”, gdzie Ewa Drzyzga rozmawiała z bałaganiarzami.
Powiem tak – od razu zrobiło mi się lepiej. Jestem trochę lepsza od nich tzn trochę mniejszy leń do sprzątania.
A jeszcze na koniec wracając do mycia okien kiedyś jedna córka niewidomej matki powiedziała – wie pani, my już od dwóch lat nie umyliśmy okien. No bo mama źle myje okna, więc powiedzieliśmy jej, żeby więcej tego nie robiła, że my to zrobimy, ale… hm…. nam też się nie chce, więc… To tak w ramach pocieszenia samej siebie.

Znów miałam sny warte opisania.

Najpierw śniło mi się, że byłam w jakiejś szkole czy na szkoleniu daleko od Warszawy. Zanim się tam znalazłam, śniło mi się, jak jechałam tam z taką Aśką znaną mi z wyjazdów z pewną grupą turystyczną. Aśka była zawsze roztrzepana i w ogóle i w tym śnie o mało nie spóźniłyśmy się na pociąg do Zakopanego, bo ja na nią czekałam na przystanku przy Dw Centralnym naprzeciwko Mariota a ona się spóźniała.
Potem byłam już w tej szkole czy ośrodku i właśnie miał być koniec roku (czy szkolenia).
Zrobiłyśmy sobie zieloną noc.
Wyszłam na balkon w środku nocy a tam słońce grzało jak w dzień.
Zapytałam osobę, która tam stała a była to Angelika – Dlaczego słońce tak świeci? Przecież jest pierwsza w nocy!
A ona mi na to odpowiedziała – Bo tu jest punkt wschodzenia słońca.
A potem dołączyła do nas Aśka mówiąc, że wstaje o czwartej rano i gotuje bigos. Byłam tym zdegustowana i zapytałam – po co? – Na dodatek nie sądziłam, że faktycznie to zrobi.
Potem sobie pomyślałam – ach, faktycznie. Przecież jutro będzie zakończenie i potem już nie dostaniemy obiadu a na pociąg do Zakopanego jedziemy dopiero o 17. Pociąg jest wieczorem a w Warszawie będziemy na 7 rano. Mogłybyśmy jechać wcześniej, ale wtedy w Warszawie będziemy na trzecią rano i czym dostaniemy się do domu?
Miałam też tam robotę na drutach, którą – jak wynikało z tego snu – robiłam już parę lat z przerwami. Była to spódnica z takim warkoczem przez środek od góry do dołu.

A potem nad ranem miałam inny sen.
Śniło mi się, że jechałam autobusem 114 do dentystki, bo bolał mnie ząb. Pamiętam dobrze, że siedziałam zaraz za kierowcą po tej stronie co kabina.
Dentystkę pamiętam z pewnej przychodni, ale jechałam do niej do mojej byłej szkoły
Pamiętam – kiedyś w szkole był gabinet dentystyczny.
No więc pojechałam tam i ona założyła mi plombę mówiąc – jak będzie bolało, to proszę się do mnie zgłosić.
No i faktycznie bolało i pojechałam tam znów – w sobotę. Pomyślałam sobie – sobota w szkole jest pracująca, to może dentystka też tam będzie.
Byłam tam ze znajomą, która śni mi się już drugi raz w ciągu krótkiego czasu – ta od pielgrzymki.
No więc poszłam tam, złapałam za klamkę – gabinet był otwarty, więc weszłam. W środku była tylko pielęgniarka. Mówię do niej – siostro, bo pani doktor mi powiedziała, że jak będzie mnie nadal bolało, to mam przyjść, więc przyszłam, bo mnie boli.
Pielęgniarka nie dała mi powiedzieć do końca, tylko gwałtownym ruchem posadziła na jakimś krześle – to nie był fotel dentystyczny, tylko jakieś takie drewniane krzesło – wzięła wiertło dentystyczne, wyborowała mi energicznie plombę poczym powiedziała – a teraz poszukam pani doktor.
Wyszła, po chwili wróciła i mówi – poszła już. Musicie panie ją gonić. Pojechała autobusem 114 na Bródno.
No to wyszłam z tym rozwalonym bolącym zębem, wsiadłyśmy do autobusu i obudziłam się.

Słuchajcie. Jestem tak wkur…. znaczy zdenerwowana, że nie macie pojęcia. Zastanawiałam się, czy podać pełną nazwę tej miejscowości czy dać sobie spokój, bo w sumie takie praktyki mogą dziać się w wielu gminnych ośrodkach pomocy społecznej i w miejscowości A czy B czy nawet Z, więc może nie powinnam się temu dziwić, ale jestem wkurzona na maksa.
Otóż pamiętacie, jak parę dni temu pisałam o mojej drodze przez mękę do odwieszenia renty socjalnej, na której środku stoję teraz w rozkroku? Pisałam tam o owym ośrodku pomocy społecznej w miejscowości W. Zadzwoniłam tam w celu dowiedzenia się, czy istnieją jeszcze jakieś dokumenty, na podstawie których można stwierdzić, że takowe świadczenie pobierałam. Dzień później oddzwoniła do mnie pani z GOPS, która się nie przedstawiła, nawet nie potrafiła mnie w kulturalny sposób zapytać „czy rozmawiam z panią…?”. Pamiętacie, co mi poradziła?
Potem mama powiedziała – może tam trzeba pójść i się zapytać?
Pomyślałam sobie – skoro mi powiedzieli, że nie ma dokumentacji, tzn że jej nie ma i trzeba im wierzyć.
I jakież było moje zdziwienie połączone z wkurzeniem, gdy się dowiedziałam, że gdy mój szanowny tatuś poszedł przy okazji parafialnego odpustu do GOPS w miejscowości W, to nagle te dokumenty się znalazły! Pani w jednym pokoju pogrzebała w teczkach, pani w drugim pokoju otworzywszy drzwi krzyknęła, że zna sprawę, bo do niej dzwoniłam – no żesz ku!!!!
Wiecie co?
Jak mam coś załatwiać w miejscowości W, to trafia do mnie ta okrutna prawda, kim tak naprawdę jestem.
No przecież do jasnej cholery mogła mi kobita powiedzieć, żebym napisała podanie, wysłała a dostałabym to zaświadczenie a tak?
Znowu kurde wyszło na to, że pomoc społeczna w miejscowości W mimo że tam już dawno nie mieszkam uważa mnie za ubezwłasnowolnioną osobę, która „wymaga łopieki drugijłosoby”. No więc pani z GOPS wypisała podanie o zaświadczenie, które podpisać muszę ja, po czym wydała również to zaświadczenie, które to mama przeczytała mi przez telefon. A teraz ja muszę sobie na nie poczekać do Bożego Narodzenia, bo rodzice mi go przecież nie wyślą.
Ale w miejscowości W to tak właśnie załatwia się sprawy. Świadczenie należne osobie pełnoletniej wypłaca się jej rodzinie nawet wtedy, gdy tej osoby tam nie ma, potem zaświadczenie o pobieraniu wydaje się nie osobie zainteresowanej, lecz jej rodzicowi a tej osobie mówi się, że dokumentów nie ma.
Jest coś jeszcze:
W takim GOPS praktykuje się taką zasadę, że nie przyznaje się np zasiłku rodzinnego osobie mimo że jej się należy, bo się o niej cośtam wie, więc znajduje się na nią paragraf.
Tak to jest w GOPSach w małych miejscowościach, takich jak miejscowość W.
Cały czas mnie kusi, żeby podać jej pełną nazwę, ręce mnie świerzbią i same się rwą ech, ale się powstrzymam. I tym głupim bździągwom też awantury nie zrobię, bo co mi to da. Dla nich i tak jestem osobą, która „nie umie rozmawiać i wymaga łopieki” itd.

Sen o akademiku i o wigilii

28 listopada 2011

Najpierw śniło mi się, że mieszkałam w akademiku. Poznałam tam dwóch chłopaków, z których jeden był wypisz wymaluj mój sąsiad artysta a drugi przypominał takiego starszego kolegę, którego znałam jeszcze w podstawówce.
Siedziałam tam u tych chłopaków a moim koleżankom z pokoju bardzo się to nie podobało. Jedna z nich od czasu do czasu wpadała do tego pokoju i podrzucała mi złośliwie że tak powiem części garderoby. Najpierw robiła to bezszelestnie a potem gdy ją złapałam za rękę, zaczęła to robić jawnie.
W końcu powiedziałam jej – słuchaj, ja już się na tych chłopakach poznałam i zaraz do Was wrócę – to dała mi spokój. Po chwili faktycznie wróciłam do pokoju. Idąc po schodach słaniałam się i nogi miałam ciężkie. Mijając się z kimś idącym na dół nie byłam w stanie się z tą osobą zmieścić.
A potem śniło mi się, że byłam w domu i była wigilia.
Rodziców tak coś zaaferowało, że o mało nie zapomnieli, że trzeba zjeść kolację wigilijną.

„Czarna Helena po roku”

28 listopada 2011

Może ktoś pamięta 1500ne notowanie Listy Przebojów Trójki, koncert, który wtedy się odbył i piosenkę Artura Andrusa pt Ballada o Niedźwiedziu, Baronie i czarnej Helenie
Było to jak dla mnie śmieszne, zabawne i w ogóle i było ok.
Niestety ostatnio pojawiła się kontynuacja tej zabawnej piosenki – niestety nie znalazłam nagrania a jedynie tekst na blogu Artura Andrusa
ale to powinno w zupełności wystarczyć.
Dla mnie ten tekst nie jest już wcale śmieszny. Powiem więcej – jest przykładem jawnego mobbingu.
Oto ktoś publicznie na całą Polskę naśmiewa się z koleżanki z pracy, bo ma dziecinny głos. Z resztą nie on pierwszy publicznie ją poniżał, ale jakoś wcześniej mnie to nie ruszało.
Słuchajcie! To tak, jakbym ja zaczęła publicznie przy naszych czytelnikach naśmiewać się z którejś z moich koleżanek lub kolegów z pracy.
Skoro tej pani to nie rusza, to gratuluję jej dystansu do samej siebie, ale moim zdaniem niezależnie od wszystkiego takie coś powinno być ścigane z urzędu. Przecież świadkami tego mobbingu jest cała Polska za każdym razem gdy to jest puszczane na antenie.
Dzisiaj znów to usłyszałam, więc już tego nie wytrzymałam i wyrażam tu swoje zdanie na ten temat.

Sen o pielgrzymce

27 listopada 2011

Przy okazji przypomniał mi się inny sen – o pielgrzymce.
Śniło mi się, że szłam na pielgrzymkę do Częstochowy, w takiej konfiguracji, jak szłam po raz ostatni w 1998 roku. Była tylko jedna różnica: W ogóle nie było rano mszy w kościele. Od razu wyszliśmy na trasę a przewodnik grupy powiedział nam, że po drodze wytłumaczy, dlaczego wyszliśmy od razu. Cały czas zastanawiałam się, czy dam radę, bo przecież już tyle lat nie szłam. Jednak nigdy nie dowiedziałam się, dlaczego wyszliśmy bez mszy, bo się obudziłam.

Sen o Niedzieli Wielkanocnej

27 listopada 2011

Śniło mi się, że była niedziela i pojechałam z jakiegoś powodu na Mszę do kościoła na Piwnej. Podczas tej mszy zorientowałam się, że to jest Niedziela Wielkanocna. Byłam tym bardzo zaskoczona.
– O kurcze! – pomyślałam sobie – Jak mogłam o tym zapomnieć? Nie byłam na liturgii ani w Wielki Piątek, ani w Wielką Sobotę a przecież piątek miałam wolny. Nie poświęciłam pokarmów, w ogóle po powrocie muszę ugotować jajka! Ale to już nie będzie to samo.
A potem pomyślałam jeszcze – zostanę tu po mszy, zobaczę, co się będzie działo. Może załapię się na jakieś śniadanie?

Często śnią mi się Święta Wielkanocne w sposób apsurdalny, ale jeszcze nigdy w taki sposób.

Czyżby e-wybory?

26 listopada 2011

Nie wiem, co o tym myśleć. Poczytajcie sami.
E-wybory – Wrocławscy informatycy zrobili program
Jak zwykle polskie wynalazki lepiej sprawdzają się poza naszym krajem. To już nie pierwszy taki przypadek.

Uwaga renciści socjalni!

26 listopada 2011

Zawsze aktualne informacje są tutaj
No teraz to już mam nadzieję, że i na Kasprowicza o tym wiedzą. 😉