Wczoraj śpiewałam psalm na mszy w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Płocku. Msza miała się zacząć o 10 rano, ale zaczęła się wcześniej. No i wyobraźcie sobie, przychodzi czas śpiewania, wchodzę na ambonę, otwieram książkę, biorę oddech i… w tym momencie zaczyna bić zegar a ja musiałam zacząć sama bez instrumentu. Dźwięk zegara dość rozpraszający, ale udało mi się skupić i zacząć po drugim uderzeniu. A była wtedy godzina dziesiąta.
Tyle na razie. Więcej napiszę po powrocie, bo teraz na tej malutkiej klawiaturce, to mi się już nie chce, a w pokoju robi się gorąco.

– Proszę państwa, idziemy ulicą Teatralną.
– A czy na tej ulicy jest teatr?
– Nie, nie ma teatru. Na tej ulicy są sądy.
– To dlaczego ta ulica nazywa się Teatralna?
– Bo sąd, to jest teatr. A nawet cyrk.

Kochani, chciał nie chciał, wyciągnęłam komputer i dorwałam się do internetu. Jestem już czwarty dzień na wyjeździe w Soczewce i gdyby nie to, że potrzebne mi są na ten tychmiast do czegoś podkłady muzyczne, a na dodatek pada, to nie wyciągałabym komputera z szafki. Tu jest jakieś WiFi bez zabezpieczeń, więc się podpięłam i piszę.
Nie będę się teraz rozwodzić nad tym, co tu robię, a jedynie opowiem o pewnym księdzu z Czerwińska.
Otóż jadąc do Soczewki zatrzymaliśmy się w Czerwińsku, żeby zwiedzić tamtejszy kościół. Był tam ksiądz, który działał mi na nerwy. Jak się dowiedział, że będzie oprowadzał grupę niewidomych i słabowidzących, to nie dość, że oprowadzając nas ciągle powtarzał – zobaczcie, kto tam dowidzi – to jeszcze informował nas o schodach, zakrętach i różnych takich,jakby tam sami niewidomi i słabowidzący szli. Znosiłam to cierpliwie, dopóki nie zaczął nam wyjaśniać, jak należy korzystać z toalety. Wtedy nie wytrzymałam i powiedziałam mu coś, już nie pamiętam co, aż mnie pote3m przepraszał tłumacząc, że kiedyś trafiła mu się grupa niby mądrych, niby wykształconych, którzy tak nabrudzili, że wstydził się wpuścić sprzątaczkę.

Kto pamięta, jak w marcu śpiewałam psalm i co wtedy pisałam? Myślałam wtedy, że nic bardziej zwariowanego spotkać mnie już nie może. O, jak bardzo się pomyliłam!
Niby o tym, że mam śpiewać dzisiaj psalm, wiedziałam już w czwartek. problem jednak polegał na tym, że dzisiaj w naszym kościele były czytane i śpiewane teksty inne, niż w całej Polsce, ponieważ dzisiaj przypada rocznica poświęcenia kościoła. W tej sytuacji czyta się czytania specjalne na ten dzień. Ja wiedziałam o tym już w czwartek. Wiedziałam że, ale nie wiedziałam co. Tekst dostałam dopiero wczoraj wieczorem.
Liczyłam na to, że będę śpiewać dziś na 18. Potem parę razy ta godzina się zmieniała – może dyplomatycznie przemilczę, dlaczego. Ostatnia zmiana była dzisiaj na godzinę przed zaśpiewaniem. też przemilczę, dlaczego. Jeszcze nauka melodii… też prawie do ostatniej chwili i przypomnienie, jak się wchodzi na ambonę. Odkryłam w końcu, że dojście do ambony jest proste, jak budowa cepa. Szkoda tylko, że tam jest tak wysoko.
Generalnie dużo emocji mnie to śpiewanie dzisiaj kosztowało. Chyba nigdy się tak nie trzęsłam ze strachu i chyba po raz pierwszy zaliczyłam dość poważną wpadkę. W każdym razie całość mogę porównać do jazdy bez trzymanki na diabelskim młynie, z którego omal nie spadłam.
A z innej beczki – dodam, że pani B B czuje się już lepiej, znikły widoczne ślady po upadku, o którym pisałam tydzień temu.

No co ja tu będę pisać.
Wzięłam ze sobą na ten grill sąsiadkę Paulinę. Zrobiłyśmy wcześniej razem sałatkę. Dużo tego było, dużo zostało. Miało być 30 osób, chyba tyle nie było. Wydaje mi się, że 20. Najpierw jedliśmy, piliśmy wino, gadaliśmy, a potem zaczęły się tańce.
Gdybym nawet chciała uciekać, to nie było by jak, bo tam na tym terenie za plebanią był taki tor przeszkód, że prędzej sama bym się zabiła.
No i tyle. Mam to już za sobą. Jeszcze tylko piątek, weekend i wyjeżdżam w strefę słabego zasięgu na dwa tygodnie.
A sałatkę, to chyba jutro do pracy zaniosę.

Znalazłam przykład bardzo nieodpowiedzialnej postawy. Koniec czerwca już się zbliża, a oto, jakie ogłoszenie znalazłam na portalu ngo.pl i wklejam tutaj niemal w całości, bo dla mnie taka postawa jest nieodpowiedzialna. Jak można dopiero w czerwcu szukać wolontariuszy na wyjazd w lipcu? A żeby było mało, w ogłoszeniu nie ma żadnych namiarów: ani adresu mailowego, ani telefonu, jedynie adres pocztowy pani, którą skądinąd kojarzę. Ale gdyby nawet jakiś chętny wolontariusz chciał się zgłosić, to nie ma gdzie. Często organizacje osób niewidomych tak szukają wolontariuszy, żeby ich nie znaleźć.
źródło ogłoszenia
„Wyjazd rekreacyjno-turystyczny z osobami niepełnosprawnymi wzrokowo [Warszawa]
(…)
2017-06-21, 12:52
Poszukiwani wolontariusze chętni do pracy podczas pobytu rekreacyjno- turystycznego dla osób niewidomych i słabowidzących (…)
odbędzie się w terminie 8-21 lipca. Każde ręce do pomocy są mile widziane. Organizatorka bardzo chętnie podejmie współpracę z mężczyznami, gdyż jednym z podopiecznych jest mężczyzna niepełnosprawny ruchowo, poruszający się na wózku inwalidzkim, zatem potrzebna pomoc w noszeniu tego pana, prowadzeniu wózka często pod górę i z góry podczas spacerów itp. Organizatorka pokrywa koszty pobytu wolontariuszy. Miejsce, w którym odbywa się ten turnus jest niezwykle urokliwe, ludzie są bardzo przyjaźni, podsumowując wolontariusze za swoją pracę otrzymują wspaniałe wakacje w pięknym miejscu! 🙂
(…)
Zainteresowanych zapraszam do kontaktu na priv. Bardzo proszę o udostępnianie. Dziękuję!”
A ja przypominam, co usłyszałam od mojej najlepszej koleżanki:
Jeśli ktoś jedzie z osobą niewidomą na wakacje, to ma przesrane, bo sam nie ma wakacji!

Koleżanka opowiada…

21 czerwca 2017

Niewidoma koleżanka opowiada:
– Ostatnio pooznaczałam sobie ubrania.
– A jak je pooznaczałaś?
– W pasmanteriach są różne zatrzaski, cekiny… Jeżeli jakieś spodnie pasują do jakiejś bluzki, to na spodniach i na bluzce jest taka sama ilość zatrzasków.
– A co, jeżeli masz spodnie, które pasują zarówno do bluzki z jednym zatrzaskiem, jak i do bluzki z dwoma zatrzaskami?
yyy…

Dzisiaj Paulina poprosiła mnie, żebym poszła razem z nią, bo ona idzie ze swoim kotem do weterynarza. Chciała iść do takiego, który jest na naszej ulicy i którego dawno temu wszyscy mi odradzali. Zaproponowałam jej, żebyśmy poszły do lecznicy, do której dawno temu chodziłam z moimi Chrupkami. Ostatni raz byłam tam 13 sierpnia 2010, kiedy to mój Chrupek nr 2 zakończył tam swoje długie jak na świnkę morską, ponad siedmioletnie życie.
Paulina niosła kota w chuście. W ogóle stamtąd nie chciał uciekać. Czasem się tylko rozglądał. Mogła mieć dwie ręce wolne, a on w tej chuście po prostu sobie siedział, jak kangurek w torbie.
Szłyśmy ulicą, jak kiedyś ja z Chrupkiem w transporterze, potem te ciężkie drzwi, dużo schodów w dół, kolejka psów w poczekalni i chyba ci sami lekarze, co 7 lat temu… Cokolwiek z tamtych czasów do mnie wróciło.
Czekając na swoją kolej obie głaskałyśmy kota tam, gdzie najbardziej lubi, a Paulina swobodnie gadała z właścicielami psów.
Kot płakał w gabinecie podczas robienia zastrzyku. Właścicielka idzie z nim jutro jeszcze raz, ale już sama, bo ja przecież idę do pracy.
Potem wzięłyśmy kota w chustę i poszłyśmy z nim do Galerii Wypieków na pizzę. Cały czas był bardzo spokojny, siedział tylko i wszystkich zachwycał.

Obiecałam wpis na ten temat, wreszcie się zebrałam. Może komuś niewidomemu przyda się ta wiedza w przyszłości.
Zrobiłam w sieci małe przeszukanie, ponieważ:
1. W czwartek w Trójce usłyszałam coś, co jednym uchem wpadło, drugim wypadło, mianowicie, że była jakaś prośba, żeby podczas procesji robić zdjęcia i je publikować z odpowiednim hashtagiem. Jedna z osób biorących udział w audycji, podczas której pojawiła się ta informacja, była tym pomysłem bardzo oburzona. Stwierdziła, że ta procesja jest po to, żeby choć na chwilę odciąć się od telefonów i mediów społecznościowych.
Znalazłam tę informację tutaj
2. W piątek w pracy koleżanka powiedziała mi, że w radiowej jedynce słyszała wywiad z kimś, kto namawiał do wspólnego śpiewania podczas procesji, także korzystając z telefonu. Była mowa o jakiejś aplikacji.
Szukałam w App Storze pod różnymi hasłami – znalazłam jedynie śpiewniki ogniskowe. super, że takie są. Nie sprawdzałam ich pod względem dostępności dla programu odczytu ekranu VO. Musiałam bardziej się postarać, żeby w końcu dotrzeć do informacji pod tym linkiem
A oto, co ja zrobiłam, żeby ułatwić sobie śpiewanie podczas procesji.
Otóż bardzo mi zależało na tym, żeby w pełni uczestniczyć w śpiewie razem z całym chórkiem. Zakładałam, że jeśli będzie to niemożliwe, to w ogóle stamtąd ucieknę.
Moim zdaniem czytanie brajlem i jednoczesne przemieszczanie się jest niemożliwe. Do czytania brajlem potrzebne są dwie ręce: jedna do trzymania tekstów, druga do czytania. A tym czasem wypadałoby, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo za pomocą białej laski, lub innej osoby, przydałaby się więc trzecia ręka, której człowiek – jak wiadomo – nie posiada.
Co więc pozostaje?
Pozostaje urządzenie mówiące, które musi zmieścić się w dłoni i być ułożone w taki sposób, żeby móc jednocześnie przewijać sobie tekst, do tego jakaś słuchawka do ucha, żeby słyszeć tekst, a jednocześnie, żeby nie słyszeli go inni. Może to być jakiś notatnik, odtwarzacz specjalistyczny, pozwalający na odczytywanie plików tekstowych mową syntetyczną, ale linijka po linijce, albo – jak w moim przypadku – telefon.
Miałam dwie możliwości: albo trzymać telefon w torebce i ciągle gmerać tam ręką, albo się nie przejmować i trzymać go w dłoni. Po usłyszanej informacji, którą zacytowałam wyżej, uznałam, że skoro episkopat zezwala, to zawsze w razie czego mogę się wytłumaczyć. A tak w ogóle, to przez całą procesję myślałam sobie – Panie Boże, Ty wiesz najlepiej, do czego muszę teraz używać tego telefonu i mnie za to nie potępisz. 🙂
Jak zrobić to po niewidomemu?
Dla uczestników procesji były wydrukowane kartki z pieśniami. Ja dostałam wersję elektroniczną tego śpiewniczka – plik pisany w Wordzie.
I teraz zrobiłam coś, na co wpadłam przez przypadek.
Ten plik był udostępniony na dysku google. Kiedy kliknęłam w podany link do pliku, otworzył mi się w przeglądarce, a początek każdej strony, to był nagłówek.
Jak więc należy sobie przygotować tekst?
Tak go połamać, żeby linijki nie były za długie, łatwe do zapamiętania – zazwyczaj tak właśnie było;
postarać się, żeby każda pieśń zaczynała się od nowej strony, wtedy szybkie znalezienie czegoś będzie łatwiejsze,
jeśli to jest Iphone, to na pokrętle ustawić sobie zawczasu przemieszczanie się po nagłówkach.
Tak działają pliki worda, ale także pliki rtf, a Wordpad w komputerze to chyba ma każdy. Tylko trzeba wiedzieć, jak zrobić twardy koniec strony. Ja tego nigdy nie pamiętam. Inna osoba mi to robiła. Ja wiem, że to jest kwestia naciśnięcia jakiejś kombinacji klawiszy. Enter z czymś tam, nie pamiętam.
I teraz wystarczy tylko pamiętać:
poziomy ruch – przemieszczamy się linijka po linijce i śpiewamy.
Pionowy ruch – przemieszczamy się pomiędzy pieśniami.
Starać się nie wykonywać innych zbędnych ruchów, żeby się nie zgubić.
Gdy stoimy przy każdym kolejnym ołtarzu, blokujemy telefon przyciskiem i chowamy, jeśli mamy gdzie go schować, potem wyjmujemy. Jeśli zgubimy się po odblokowaniu telefonu, zawsze zna się te pierwsze dwie zwrotki, to w tym czasie można się szybko odnaleźć. Może być też tak, że albo pieśń jest dłuższa, niż droga od ołtarza do ołtarza i potem trzeba znaleźć następną, albo pieśń jest za krótka i trzeba znaleźć tę ze śpiewów dodatkowych, która np jest gdzieś na samym końcu.
Oczywiście należy wyciszyć dzwonek, tryb „nie przeszkadzać” nic tu nie pomoże. No chyba, że ktoś ma router do mobilnego internetu, to chyba można wziąć go ze sobą, włączyć w telefonie tryb samolotowy, ale jednocześnie włączyć WiFi i bluetooth. Tego nie sprawdzałam. Wyciszyłam tylko dzwonek. Niestety, w drodze do pierwszego ołtarza przyszło powiadomienie o smsie, 🙂 na szczęście zaraz zniknęło. 🙂
Miałam to szczęście, że szłam z przodu i słyszałam, że w ogóle coś się śpiewa, no i wiedziałam, kogo można poprosić o śpiewniczek.
Nie sprawdzałam tych dołączonych do wersji internetowych katolickich tygodników, ani tego, o którym była mowa w audycji radiowej, do której podałam link, na ile są dostępne., czy da się je obłaskawić.
Czekam na jakieś komentarze, np liczę na Kamila, że się odezwie. Może wyważyłam otwarte drzwi i ktoś z niewidomych użytkowników telefonów ma na to inny, lepszy patent. W każdym razie mój się sprawdził i polecam.

Biedna pani B B

18 czerwca 2017

Namawiałam panią B B, żeby w Boże Ciało przyszła na mszę na godz 18. Nie posłuchała mnie. Poszła na 10.30 i wracając się przewróciła. Na przejściu dla pieszych się przewróciła. Uszkodziła sobie rękę i twarz. Gdybym tam była i gdybym z nią szła, trzymałabym ją pod rękę… Następnego dnia poszła do przychodni do chirurga. Na szczęście spotkała inną moją znajomą, panią B G, która to ostatnio traktuje mnie, jak powietrze i gdy widzi nas obie, to odzywa się tylko do pani B B. Pani B G akurat poszła zapisać się do jakiegoś lekarza i walczyła jak lwica o panią B B, żeby ta weszła bez kolejki, bo jest „po wypadku”. Lekarz ją przyjął, kazał przyjść jutro na kontrolę.
Sąsiadki mówiły jej, żeby nigdzie nie wychodziła. No i nawet miała nigdzie nie wyjść, ale mówiła, że jak już wstała i się rozbudziła, to uznała, że jednak pójdzie. No i znów powtórzyła się ta sama scena. Szłam chodnikiem, gdy usłyszałam jej głos – Dokąd pędzisz, kozacze?
Chyba powinnam teraz tydzień w tydzień dzwonić do niej na komórkę i pytać, czy idzie do kościoła na tę godzinę, co ja. No bo niby skąd mam wiedzieć, czy jest? Jak idę w tamtą stronę, to jej nie spotykam. Też nie wiem, dlaczego. Może wychodzi wcześniej, albo później.
Ot, takie dylematy kogoś, kto nie widzi, kto jest wokół.