Znajoma niedługo wyprowadza się do mieszkania komunalnego. Każde miasto daje najemcom takie mieszkania na skrajnie odmiennych zasadach. W jednych miastach mieszkanie przed wprowadzeniem się lokatora musi być wyremontowane na koszt gminy, w innych najemca sam musi zrobić remont. Akurat w tej konkretnej sytuacji nastąpiła ta pierwsza opcja. Znajoma oglądała to mieszkanie już po przeprowadzonym remoncie. Pamiętam, co było robione u mnie 22 lata temu, więc z opowieści wnioskuję, że u niej ekipa remontowa zrobiła znacznie więcej, jednak nie wszystko zostało dobrze zrobione. No i jaki był komentarz niektórych?
– Zrobili byle jak, bo niewidoma.
Wiecie co?
Już dawno wyrosłam z takiego myślenia.

Kiedy słyszę o postawieniu mediów publicznych w stan likwidacji, przypomina mi się 2013 rok… Za chwilę będzie jedenasta rocznica tego zdarzenia… Pamiętam, co to jest postawienie w stan likwidacji… 😦

Ja wiem, że teraz wszystkim kolędy w głowie i nic nie poradzę, że aktualnie przyczepiło się do mnie coś innego.

Trafiłam na to zupełnym przypadkiem szukając nagrań utworów, które grałam na pianinie w podstawówce. Mam duży problem, bo pamiętam melodie, ale ani tonacji, ani kompozytorów, ani czasem nawet tytułów. Kilka namierzyłam, ale podczas poszukiwań niespodziewanie natrafiłam na TO! Wygląda na to, że ten utwór znają chyba wszyscy oprócz mnie, bo w sieci znalazłam wykonań tego czegoś bez liku! Znalazłam nawet trwający 45 minut tutorial – o dziwo po polsku – gdzie jakaś pani rozebrała ten utwór na części pierwsze w celu nauczenia go widzów jej kanału. Utwór bardzo mi się podoba. Sprawia wrażenie łatwego i nudnego, ale ta lewa ręka!… Zrobiłam sobie noworoczne postanowienie, że się nauczę go grać, choć bym się miała zesr***! Mam ku temu bardzo ważny powód. Są tacy, co wiedzą, ale tutaj na razie ani słowa.

Czasem myślę, że to już za późno, ale skoro „klientka” tej pani od tutoriala postanowiła specjalnie z powodu tego utworu wstawić sobie do domu pianino, to może jednak jeszcze jest to możliwe.

A teraz słuchajcie razem ze mną.

youtube.com/watch

Już dawno nie jechałam do pracy z moją ulubienicą, czyli z pewną panią – niewidomą z aspergerem lub autyzmem, która dojeżdża na warsztaty terapii zajęciowej. Zawsze wsiada przystanek po mnie i czasami się awanturuje.
Tym razem wsiadła do autobusu przednimi drzwiami. Zapytała o jego numer, bo jeszcze się nie nauczyła przez tyle lat, że jak podjeżdża „świszczący mruczek”, to jest to autobus 116, a jak przyjeżdża „warczydło”, to jest autobus 157. Prawdopodobnie nie zna też żadnej aplikacji do sprawdzania autobusów.
Tak więc moja ulubienica zapytała o numer autobusu, wsiadła, przeszła na wysokość drugich drzwi i zaczęła się awantura.
– Może pani sobie usiądzie?
– Nie! Ja chcę gdzieś stanąć!
Po chwili kolejna osoba pyta.
– Może pani sobie usiądzie.
– A dlaczego mam usiąść! Dlaczego nie mogę stać! Przecież ja dobrze stoję! Nikomu nie przeszkadzam!
Zastanawiam się, czy to personel wtz. nauczył ją takiej odpowiedzi.

Świeczka dla pani Eli

14 grudnia 2023

Pani Ela była moją wychowawczynią w klasach 1-3. Robiła to, co w tamtych czasach robiły nauczycielki z klas 1-3 w szkole dla niewidomych. Uczyła czytania, pisania, matematyki, przyrody, opowiadała o ważnych wydarzeniach historycznych, włączała radiowe audycje dla dzieci, bo wiecie – wtedy takie były w godzinach, w których dzieci są w szkole, śpiewała piosenki, uczyła robić surówki, gotowała z nami kompoty, buraki, smażyła kabaczek, uczyła robić masło i ser, chodziliśmy do piekarni, gdzie piekliśmy chleb, wykonywaliśmy różne prace w ogródku, zbieraliśmy owoce w sadzie, wykopywaliśmy ziemniaki na polu, oglądaliśmy zwierzęta gospodarskie, przyglądaliśmy się pracy różnych osób; były też piesze wyprawy i wycieczki poza Warszawę. Namawiała nas do pisania tego, co sami chcemy. W tym celu dawała nam tzw. „zeszyty dowolne”. Przed wyjazdami do domu rozdawała nam niewielkie książeczki z jakimś krótkim opowiadaniem albo dłuższym wierszem, żebyśmy sobie poczytali.
Ale to nie wszystko.
Pani Ela zapraszała nas do swojego pokoiku – całą klasą i indywidualnie. Częstowała ciastkami z konfiturą, puszczała płyty z muzyką, miała swoje maskotki, którym nadawała imiona i można było się nimi bawić. Miała taką…😢😢😢 taką okrągłą spinkę we włosach.😢😢😢 I nie pytajcie, skąd to wiem!
Kiedyś się jej pożaliłam, że dziewczynki w grupie dostają od swoich rodziców paczki a ja nie. I wiecie co?… Pani Ela zrobiła mi paczkę. Włożyła do niej maskotkę, taki młynek, który pociągało się za sznurek i on się kręcił… i coś jeszcze… nie pamiętam co, bo wtedy zabawki interesowały mnie najbardziej.
I było coś jeszcze.
Po śmierci mojej pierwszej i chyba najlepszej nauczycielki gry na pianinie – pani Stefy – to pani Ela próbowała kontynuować to, co jej poprzedniczka zaczęła. Szkoda, że nie doceniłam tego wtedy. W głowie mi się nie mieściło, że ktoś, kto uczy mnie pisać i czytać, może mnie uczyć gry na pianinie. Spotykała się ze mną regularnie, a ja nie traktowałam jej poważnie. 😦 A rok później, kiedy trafiłam na bardzo wymagającą panią Basię, która skierowała mnie na naukę brajlowskich nut, bo sama ich nie znała, miałam do tych nut oddzielny zeszyt, na którym pani Ela nakleiła wycięty z papieru klucz wiolinowy. Już nie mam pewności, czy ta naklejka, to był mój, czy może jednak jej pomysł.
Pani Ela była bardzo cierpliwa. Nie uniosła się gniewem nawet wtedy, kiedy ja na jednej lekcji matematyki tak się nudziłam, że powiedziałam brzydkie słowo. Najpierw kazała mi je powtórzyć, a potem bardzo spokojnie zapytała, czy wiem, co ono oznacza.
Później w czwartej klasie ówczesna wychowawczyni podważała nieustannie jej kompetencje twierdząc, że jesteśmy źle wychowani… że trzeba nas cofnąć może do przedszkola… a może wystarczy do trzeciej klasy… bo – jak to ujęła dzisiaj koleżanka z klasy – w dwa dni chciała z nas zrobić dorosłych ludzi.
Nie pamiętam, kiedy spotkałam panią Elę po raz ostatni. Wpadałyśmy do niej, jeśli była w klasie. Zawsze miała dla nas jakieś słodycze. I to takie niezwykłe, jakich ani nigdy przedtem, ani nigdy potem nie widziałam.
Pani Ela zmarła przedwczoraj. Pogrzeb pojutrze w Laskach.
[*]

Oto materiał namawiający widzów do tego, by przed świętami robili paczki dla beneficjentów Szlachetnej Paczki.
Oto łzawy przykład takiej beneficjentki do pokazania na szklanym ekranie.
Oto ponad 80-letnia była nauczycielka matematyki. W ciasnym mieszkaniu mieszka z córką – oczywiście niepełnosprawną. Jakże by inaczej. Nasza seniorka jest coraz mniej samodzielna, bo straciła wzrok. Jakże by inaczej. Przecież to największe nieszczęście, jakie tylko może być. Lemingi się wzruszają.
Ale zaraz, zaraz… Straciła wzrok? Używała elektronicznej lupy, która była jej pożyczona i którą musi oddać. Liczy na własną od darczyńców. Opowiada, że kiedyś umyła włosy Cifem zamiast szamponem.
Otworzyłam buzię ze zdziwienia.
Można pomylić szampon z odżywką lub z żelem pod prysznic. Można pomylić płyn do prania z płynem do płukania. Ale kim trzeba być, żeby pomylić szampon z Cifem!
No chyba, że to była tylko wypowiedź pod publiczkę, żeby ludzie szerzej otworzyli swe portfele.
Btw – nauczycielka matematyki… Ciekawe, jak traktowała uczniów, którzy na tle klasy widzieli słabiej niż inni. „Karma wraca”?

„Świąteczny czas, świąteczny czas,
Kochani krewni są wśród nas.
Już wujcio Piotr bez pardonu
Wypomniał brak dyplomu.
A ciocia Basia bardzo chce
od roku z Anią swatać mnie.
A mama wypatruje wciąż
Tych wnuków dość uparcie…”
Dlaczego cytuję tę idiotyczną piosenkę reklamową?
Bo właśnie zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem szczęśliwa, ponieważ w młodości ani rodzice, ani ciotki, ani wujkowie nie stawiali wobec mnie żadnych oczekiwań, a już zwłaszcza w święta.