Jestem zła!

30 kwietnia 2013

Próbowałam dowiedzieć się o wyniki Miśki. Dzwoniłam do lecznicy cały dzień. W kółko tylko cztery sygnały a po nich komunikat „Skrzynka docelowa jest pełna. Spróbuj później.”. Niech oni tam w tej lecznicy telefon sobie naprawią!

I jest coś jeszcze, całkiem z innej beczki.
Nie lubię, gdy na pytanie nie dostaję odpowiedzi. Każda odpowiedź, nawet odmowna, jest lepsza od braku odpowiedzi. Jeżeli kogoś o coś proszę i ten ktoś nie chce w to wejść, bo ma różne powody, to niech mi to powie a nie, że w ogóle nie reaguje. Dla mnie brak reakcji równa się odmowie, ale jest to coś znacznie gorszego.

I znów wpadłam na jakiś kretyński pomysł, który nie wypali. Bo mi nigdy nic nie wychodzi.
Jestem zła!

Miśka robi postępy

29 kwietnia 2013

Dzisiaj po pracy zawlokłam Miśkę do „kujkuja”. I nie jestem gołosłowna. Igła była w użyciu. Tym razem jednak grała rolę nie dawcy, lecz wampira. 😉 Znaczy to narzędzie „kujkuja”, czyli igła. 😉
Ale może zacznę od początku.
Kiedy przyszłam do domu, zastałam Miśkę w okolicach kuli z sianem. Zapakowałam ją do transportera i obejrzałam zawartość klatki. Były tam małe, aczkolwiek całkiem foremne boby w zadowalających ilościach. Miśka wciągnęła dwa listki rzodkiewki i poszłyśmy do weterynarza.
Pani doktor jeszcze raz zajrzała do paszczy, wytarła nosek, osłuchała, obejrzała brzuch i pobrała krew. Miśka była bardzo dzielna. Sprawdzimy, czy nie pogorszyło się nic z wątrobą od zeszłego roku no i jeżeli apetyt się nie poprawi, to w poniedziałek będzie rentgen główki. Wzięłam też dla Miśki jedną saszetkę takiej karmy do rozrabiania w wodzie i podawania takim niejadkom.
Po powrocie dałam jej ogórka.
Miśka je tak: liście sałaty rzymskiej ogryza pozostawiając ogonki a z plasterków ogórka robi obwarzanki. 😉
Antybiotyk na gardłową infekcję będę podawać do poniedziałku i w poniedziałek mam się pojawić.
Miśka zaczęła przejawiać zainteresowanie poidłem i wychodzi na chodniczek, ale ją będę dokarmiać.
W drodze z lecznicy do autobusu spotkałam pracownicę szpitalnej części lecznicy. Ja jej pewnie nie kojarzę, ale ona rozpoznała nas od razu. Chciała wszystko wiedzieć, co Miśce jest. No i padło to sakramentalne pytanie – a Zosia? 😦

Miśka walczy?

28 kwietnia 2013

Tytuł jest ze znakiem zapytania, bo nie mam takiej pewności. Niby wygląda normalnie, niby ucieka przed moją ręką, ale… już trzeci dzień nie podeszła sama do poidła i nie upomniała się głośno o jedzenie. Trochę siedzi w domku, trochę poza domkiem, coś tam niby skubie, ale…
Dokarmiam ją co kilka godzin. Rano dałam Gerberka, zjadła też kilka listków rzodkiewki, ale potem zobaczyłam bardzo luźne bobki. Ręce opadają. Mam wrażenie, że ta historia wygląda następująco:

„uIII! uIII! uIII!
Witajcie człowieki!
Wiecie, co mi się przydarzyło dwa dni temu?
Moja człowiek wsadziła mnie do latającego pudła i zaniosła do kujkuja, bo nie chcę jeść.
Kujkuj powiedziała, że mam różowe gardło i katar – cokolwiek to znaczy. Ale ani kujkuj ani moja człowiek nie znają całej prawdy.
Ale ja wam ją opowiem, tylko psssssst, nic nie mówcie mojej człowiek, bo będzie zła.

Pewnego dnia, kiedy moja człowiek poszła do pracy i byłam sama w domu, nagle usłyszałam znajomy głos:
– Grrrrr. Miśka, ty głupia, kudłata małpo!

uIII! uIII! uIII!
Ten głos ciężko zapomnieć. Byłam z nią przecież we dnie i w nocy przez prawie dwa miesiące.

– uIII! uIII! uIII! Ty szarobura bździągwo! Co ty tu robisz! Przecież słyszałam, że podobno kujkujom uciekłaś za tęczowy most a stamtąd się nie wraca!

– Grrr. Grrr. Grrr. Wraca, nie wraca… Jaka ty jesteś głupia i jak mało wiesz.

– uIII! uIII! uIII! To skoro jestem taka głupia, to po co tu przyszłaś?

– Grrr. Tęsknię za tobą. Wiesz, jak tam fajnie? Grrr. Bardzo tam fajnie, ale brakuje mi tam ciebie. Chodź ze mną.

– uIII! uIII! uIII! A niby jak mam tam pójść?

– Grrr. No wiesz, tak za łapkę to Cię stąd nie wyprowadzę. Ale mam dla Ciebie dobrą radę.
Grrr. Przestań jeść, przestań pić a zrobisz się lekka jak piórko. Jak już będziesz tak lekka, to zobaczysz, sama znajdziesz właściwą drogę. Spiesz się, bo czekam na ciebie!

– uIII! uIII! uIII!
A moja człowiek? Przecież ona od razu zobaczy, co się dzieje i pójdziemy do kujkuja.

– Grrr… Ta, wiem, znam to przecież. Pójdziecie do tej dwunogi kujkuj, dwunoga kujkuj zrobi swoje, twoja dwunoga zrobi swoje, ale nie martw się, ja będę czuwać nad tobą i mówić, co masz robić. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Obiecuję ci to. Będę tu przychodzić codziennie, jak twojej dwunogi nie będzie w pobliżu aż osiągnę swój cel i pójdziesz ze mną.”

Żarty żartami, ale naprawdę, Miśka zaczyna się zachowywać jak Zosia te kilka miesięcy temu a ja jestem tym bardzo zaniepokojona. Podejrzewam, że to co ją boli, to nie jest gardło.
No nic to. Jutro porozumiem się z lecznicą a na razie idę wlać w nią choć trochę wody.

Dzisiaj jakieś dwie godziny temu zmarła osoba zwana przeze mnie na tym blogu „mamą sąsiada P”.
Wczoraj rozmawiałam z jego bratem, tym zwariowanym. Ona miała parę tygodni temu atak. Któryś z jej synów wszedł i zastał ją leżącą na podłodze. Parę dni później trafiła do szpitala. Leżała tam ze dwa tygodnie a w poniedziałek lub wtorek – teraz już nie pamiętam – została wypisana.
Tak, to jest dobre określenie. Została wypisana. Nie dlatego, że jej się polepszyło. Wręcz przeciwnie. Wczoraj brat sąsiada P twierdził, że została wypisana w bardzo ciężkim stanie, bo NFZ nie płaci. Mówił wczoraj, że tylko leży i jęczy a oni ją dopajają, bo nie chce jeść. Mówił, że to śpiączka wątrobowa i tylko czekają, kiedy zamknie oczy.
Miałam o tym napisać wczoraj. Miałam napisać, że pewnie któryś z nich… a… mniejsza z tym…
Dzisiaj zobaczyłam wychodzącego z jej mieszkania zapłakanego sąsiada. Podobno to była dobra śmierć. Bez bólu i we własnym łóżku.

A jeszcze niedawno, bo w Wielką Sobotę widziałam ją… jak snuła się po domu szukając kogoś, kto odgrzeje jej obiad przyniesiony z opieki społecznej.

Zamknął się kolejny rozdział pewnej historii, która toczy się tu w czterech ścianach.
Mamo sąsiada P, wiem, że jesteś tu cały czas. Ty nas widzisz a my Ciebie nie, bo jesteś w tym… czwartym wymiarze. Spoczywaj w pokoju.
[*]

Co tam u Miśki

27 kwietnia 2013

No cóż. W nocy słyszałam, że coś chrupie. Rano modliła się długie minuty nad ogórkiem siedząc koło klatki. Wmusiłam w nią trochę papki własnej produkcji, kupiłam jakiś Gerberek – nie miałam wielkiego wyboru: zupa marchewkowa z ziemniakami lub z ryżem. Wybrałam tę drugą, choć nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Nie było zupki marchewkowej bez niczego.
Teraz podałam jej lek przeciwzapalny, który dostała oprócz antybiotyku i wmusiłam w nią kilka listków rzodkiewki. Zjadła. Puściłam ją do klatki. Niech siedzi. Po południu dostanie antybiotyk.

Czytałam, że zwierzęta roślinożerne muszą cały czas jeść, bo inaczej ich przewód pokarmowy przestanie pracować.

Miśka jest chora

26 kwietnia 2013

Miśka jest chora. Poszłam z nią do weterynarza, bo nie chciała jeść a jej waga spadła poniżej 700 g. Pani weterynarz stwierdziła, że Miśka ma katar i zaróżowione gardło. Do tego był jeszcze lekki stan zapalny przy tym gruczole, który świnki morskie mają tam, gdzie powinny mieć ogon.
Fakt, jak brałam świnkę do łóżka, to słyszałam, że kicha, ale zignorowałam to. Jak siedziała w klatce, to żadnego kichania nie słyszałam. Z resztą kichnęła parę razy w gabinecie a ja też tego nie usłyszałam.
Jednak ja myślę, że ta infekcja, to tylko wierzchołek góry lodowej.
Zapomniałam dodać, że Miśka miała obcinane zęby, bo zaczęły rosnąć w kierunku języka.
Jak pisałam, moim zdaniem to nie żadne przeziębienie, ale początek końca. Brzmi to brutalnie, ale tak mi to wygląda. Miśka po powrocie od weterynarza schowała się w domku i stamtąd nie wychodzi. Kiedy zabrałam jej domek, to wyszła z klatki, położyła się na chodniczku płasko na brzuchu z głową pod trapem i tak leżała. od jedzenia odwraca pyszczek, nawet nie dała sobie wlać wody strzykawką. Naszykowałam jej miks z tego co miałam w domu – płatki owsiane, ziołowe chrupki Bunny, Zielone Rollis z lucerny i zboża i tarta marchewka – wszystko zmiksowane z wodą. Suchej karmy nie mam, bo od paru miesięcy mam zakaz jej podawania.
Zaraz spróbuję jej podać ten miks strzykawką. Do lecznicy nie mogę się dodzwonić a chcę o tym poinformować. Nikt tam nie odbiera telefonu. Z resztą jak tam byłam, to też telefon dzwonił a nikt na niego nie reagował.
Boję się.

Sztuka „Paw królowej”

24 kwietnia 2013

Byłam dzisiaj w teatrze Studio na tej sztuce. Kolega miał jakieś bezpłatne zaproszenia od siebie z pracy, więc mi zaproponował, czy bym z nim nie poszła, no to poszłam.
Poszłam i… No cóż… Powiem tak… Było to ciekawe doświadczenie zetknięcia ze sztuką współczesną, ale za bilet na coś takiego bym nie zapłaciła ani grosza. Aktorzy przez prawie dwie godziny wykrzykiwali ze siebie słowotok składający się z bluzgów i innych słów. Momentami to było nawet śmieszne. Najbardziej podobało mi się śpiewanie, naśladowanie instrumentów i innych dźwięków, które na co dzień słyszymy i mają one coś wspólnego z muzyką, którą często się słyszy w radiu, w samochodach przejeżdżających kierowców czy np za ścianą u sąsiadów. Tak bym to określiła.
A audiodeskrypcję to chyba ciężko byłoby tam wcisnąć, bo niemal nonstop gadali, gadali i gadali.
Podsumowując – poszedłam, 😉 zobaczyłam i… wystarczy.

Światowy Dzień Książki

23 kwietnia 2013

Dzisiaj ponoć jest Światowy Dzień Książki.
A my co? …
I to tak ponoć do końca sierpnia!

Będzie o pewnej piosence

20 kwietnia 2013

Ciekawość mnie zagoniła, żebym poszukała w necie tej piosenki
Może się ktoś zaraz na mnie obrazi, ale to jakaś straszna szmira a tekst to okropny gniot. Nie dziwię się, że tekst jest nie do nauczenia na pamięć. Niby mało tego tekstu, ale taki pokręcony!
No szmira straszna, ale fajnie się tego słucha i fajnie się śpiewa refren. Tylko refren.

Powinnam spalić się ze wstydu, schować głęboko pod ziemię albo się rozpłynąć.
‚ech, ale ze mnie idiotka! Burak! I w ogóle!
No to napiszę, o co chodzi.
Bo to było tak:
Jakiś czas po wspominanym Festiwalu Widzących Duszą zgadałam się z JD, która wtedy była razem ze mną, może byśmy tak wystąpiły w ramach tzw kulturalnych wtorków, które się odbywają w budynku, gdzie pracuję. Nie mogę napisać „na terenie biblioteki”, bo to już… ech… mniejsza z tym… Wielki smutek…
W każdym razie rzuciłam takie hasło i dostałam odpowiedź – jak śniegi stopnieją. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, co się stanie, jak śniegi stopnieją, teraz już wiadomo.
Niedawno wróciłam ponownie do tematu.
Miałam o tym nie pisać, bo ani jeszcze nie ma ustalonego terminu ani jeszcze nie było innych ustaleń. Autentycznie cieszyłam się na ten projekt, ustaliłyśmy repertuar, padały nazwiska różnych osób, które mogłyby nam akompaniować, bo my takie bidy jesteśmy nie występujące na co dzień i bez żadnych aranżacji, ja to w ogóle taka śpiewająca niepraktykująca, więc miałam wrażenie, że porywam się z motyką na słońce i jak to faktycznie wyjdzie, to będzie jakiś cud, bo mnie zazwyczaj nic nie wychodzi.
W każdym razie w końcu padło konkretne nazwisko. Ja kompletnie nie znam człowieka, tylko o nim ciągle słyszę. Nawet gdy przygotowywałam się w październiku do festiwalu, ciągle słyszałam – a idź poćwiczyć do (i tu padało jego nazwisko) on jest taki (i tu padały same ochy i achy). Koleżanka zna go trochę, więc zdobyła do niego namiary, dogadała się z nim, wysłałyśmy mu listę piosenek, które chciałybyśmy zaśpiewać, on odpisał, że ok, że się zobaczy, ona mi tego maila przysłała, był tam jego adres mailowy, napisałam do nich obojga, bo chciałam być miła, ale ciekawość zawiodła mnie na stronę internetową, na której była ta skrzynka mailowa i… trafiłam tutaj
Poczytałam sobie i zrobiło mi się głupio. Gdzie my do takiego. Za wysokie progi. Będzie sobie głowę zawracał nami. I gdzie my sobie poćwiczymy? Tak tak. Cennik też widziałam.
To tak, jakbym chciała zabić mrówkę przy pomocy słonia albo pokryć złotem hmmm… bobki mojej Miśki. To jest mniej więcej taka skala porównania. Jest mi wstyd.
No a przy okazji teraz już potrafię nazwać po imieniu tych, co nam skutecznie zagłuszają kulturalne wtorki i słychać ich też piętro wyżej.