Polecam tę stronę

26 lutego 2014

Tę stronę polecam przede wszystkim widzącym.
Klucz do samodzielności
A niewidomym i widzącym polecam szczególnie ten odcinek.
Sama po jego przeczytaniu zastanawiam się, czy już nie powinnam zacząć skakać przez okno, no bo przecież mieszkam sama, tak?
Ja wiem, że nie mam kontroli nad własnym wyglądem, ale po tym tekście to chyba powinnam przestać wychodzić z domu, albo dać się zamknąć do jakiegoś DPS, gdzie przynajmniej teoretycznie 24 na dobę będę miała jakiegoś „kontrolera wyglądu”. Tylko pytanie, czy taka osoba będzie miała odpowiedni gust.

O tym słyszałam już jakiś czas temu. Informacja niby dobra, bo teraz NFZ dofinansowuje zakup białej laski co pół roku a nie co ileś tam lat, na laskę daje bodajże 100 zł a nie jak kiedyś 30, żeby dostać dofinansowanie na białą laskę, nie trzeba iść do ortopedy, wystarczy lekarz pierwszego kontaktu.
Niby wszystko pięknie, wydawałoby się, że teraz to można kupić dobrą laskę i otrzymać zwrot większości jej ceny, jednak z maila, jaki przed chwilą przeczytałam na liście dyskusyjnej dla niewidomych, może wcale nie być tak różowo.
Dodam jeszcze, że białe laski są różne: składane, sztywne, teleskopowe, z grafitu, z włókna szklanego, aluminiowe, z gumową rączką, bez gumowej rączki, lżejsze, cięższe i jeszcze takie beznadziejne nazywane przez nas „krakowskimi” – nie wiem czemu i nie wiem, czy jeszcze są produkowane.
A oto ten mail, który moim zdaniem świadczy o tym, że na dofinansowanie z NFZ można zakupić laskę jedynie w sklepach, które albo ich nie mają, albo nie mają pojęcia o tym, jakie laski są nam potrzebne, natomiast ci, którzy od lat sprowadzają i sprzedają białe laski niewidomym nie są do tego dopuszczeni. Obym się myliła.

„Zamierzam kupić białą laskę korzystając z dofinansowania z NFZ .Sklepy medyczne jakie odwiedziłem mają co prawda stosowne umowy z NFZ na sprzedaż białych lasek , niestety znajdujące się na stanie tych sklepów laski nie nadają się do niczego. Ja poszukuję laski grafitowej bądź z włókna szklanego i do tego składana.Sklep może sprowadzić mi taką laskę ale niestety nie zna dostawców , dystrybutorów ani hurtowników handlujących takimi białymi laskami . W tej sytuacji zobowiązałem się wyszukać odpowiednie firmy handlujące białymi laskami , stąd moje pytanie do Was ; może znacie takie firmy i do tego macie namiary na takie podmioty gospodarcze , które zajmują się dystrybucją białych lasek.
Moja dotychczasowa laska już nie co się zużyła i wymaga wymiany.
Jeśli możecie to mi coś doradźcie w tej kwestii.
Zastanawiam się tak nad tym gdzie te sklepy medyczne zaopatrują się w tak straszne i nietypowe laski nadające się chyba tylko do tego aby co niektórych z tych handlowców postukać po głowie.To tak na marginesie, bo na przykład o laskach grafitowych to w ogóle nie słyszeli . Wydaje im się , że osoba niewidoma to musi chodzić z grubą lagą .”

Od siebie dodam, że podejrzewam, iż podobny problem jest z kulami, wózkami inwalidzkimi, aparatami słuchowymi itp.

Posłuchajcie tego

18 lutego 2014

Szukam podkładu do tej piosenki, ale nie mogę znaleźć. Ale za to na otarcie łez znalazłam TO!

Najpierw link do wspomnień oficjalnych o siostrze. A poniżej takie moje własne. Pisałam je etapami przez kilka dni, bo sporo się tego nazbierało. I tak pewnie nie wszystko napisałam, bo nie skończyłabym tego nigdy.

Pierwszy raz miałam z siostrą do czynienia już w I klasie szkoły podstawowej. Przygotowywała wtedy przedstawienie pt „Krwią i blizną”. Jednak zostałam wyrzucona z próby chyba za trzymanie palców w oczach 😉 więc w końcu nie wzięłam w nim udziału. Z resztą to przedstawienie wydało mi się wtedy nudne, może zbyt poważne.
***
W II klasie trafiłam do jej chóru. Byłam tam wtedy chyba najmłodsza. Już wtedy widziałam, że siostra Blanka jest surowa i wymagająca, ale z drugiej strony uważałam, że te jej krzyki mnie nie dotyczą. Zupełnie jak w przypadku „czarnych zbiórek” siostry Marianny. Nie bałam się ich, bo ich powód mnie nie dotyczył. Ale może o tych „czarnych zbiórkach” nie tutaj, bo nie tego dotyczy ten wpis.
Wtedy po raz pierwszy dowiedziałam się, że każda próba chóru powinna zacząć się od rozśpiewania, że podczas śpiewania trzeba oddychać i otwierać usta itp.
**
W II klasie także brałam udział w przedstawieniu pt „Trzy siostrzyczki”. Byłam tam słowikiem. Przez prawie całe przedstawienie musiałam siedzieć bez ruchu, tylko w dwóch scenach, kiedy siostra Blanka zagrała na fortepianie odpowiednią przygrywkę, wstawałam i śpiewałam:
„Już niedługo czar się spełni
Kiedy wzejdzie księżyc w pełni.
Jeszcze dzionek, jeszcze dwa…”
itd. Nie będę tu cytować całej piosenki, choć dobrze pamiętam jej słowa i melodię. Miałam przypięte jakieś papierowe skrzydła a starsi koledzy na próbach nabijali się ze mnie – „ty słowiczku, ty piękny głosie”.
Pamiętam, że przedstawienie było przesuwane. Żałoba narodowa. To wtedy zginęła Anna Jantar w tej słynnej katastrofie lotniczej .
***
Chyba w tym samym roku siostra Blanka zorganizowała konkurs pieśni patriotycznych. Pamiętam, jak przed konkursem na sali tłumaczyła nam, że patria, to ojczyzna. Z jakiegoś powodu ustalono, że młodsze dzieci mogą śpiewać co chcą – nie koniecznie pieśni patriotyczne. Ja wtedy śpiewałam coś co szło mniej więcej tak:
„Jedzie pocztylion gościńcami
Trąbka wesoło gra,
Jedzie (coś tam coś tam)
tratatatatata,
Konie turkocą, dzwoni echo,
Jedzie wesoło i z uciechą
(coś tam coś tam hej)”
I zdziwiłam się bardzo, kiedy wygrałam pierwszą nagrodę.
Byłam tym tak wzburzona, że aż poszłam do siostry Blanki, żeby ją zapytać, dlaczego ją dostałam, bo przecież to nie była piosenka patriotyczna i że to niesprawiedliwe. I wtedy usłyszałam, że to jest konkurs pieśni patriotycznych i historycznych a moja była pieśnią historyczną.
Myślę, że siostra trochę to ponaciągała, ale niech tam.
***
W III klasie ktoś zarządził, że od tej pory uczennice szkół ponadpodstawowych nie będą śpiewały w chórze. Tak więc chór trochę się odmłodził. Pamiętam, jak Dominika, która właśnie doszła do nas nowa, parodiowała jedną z piosenek właśnie nauczonych na chórze.
„Radość
Moja mała przyjaciółka
Idzie ze mną przez świat!
Ło ło ło!
Je je je!…”
Wtedy byłam bardziej zaangażowana w inne przedstawienie – w ramach kółka misyjnego, ale wiem, że siostra organizowała jakieś kolejne patriotyczne przedstawienie ze starszymi uczniami. Zrobiła nam potem pokaz strojów, w które tamci byli ubrani. Były to głównie mundury i jakieś inne wojskowe elementy.
Z III klasy pamiętam jeszcze pewien czerwcowy dzień, kiedy to mieliśmy spotkanie z siostrą Blanką i jej ówczesną klasą. Chodziło o to, że oni w Dzień Dziecka zrobili siostrze kawał i zaczęli udawać małe dzieci. Wtedy siostra zaproponowała im, by napisali wierszyki na temat:
Dziewczyny – „Ala i As idą w las”
chłopaki – „Olek i Burek idą w góry”.
Potem spotkali się z naszą klasą i każdy czytał swój wiersz.
***
Potem była IV klasa. Ten okres już wspomniałam, więc nie będę do niego szczegółowo wracać. Wtedy zaczął się stan wojenny. Siostra Blanka w internacie przygotowywała z nami jasełka, których nigdy nie udało się wystawić. Wtedy też przygotowywała z nami patriotyczny program dla ministra, który miał przyjechać, ale nigdy nie przyjechał.
siostra Blanka w IV klasie dokonywała zabiegów w celu czegoś w rodzaju integracji z rówieśnikami widzącymi. Kiedyś zaprosiła czwartą klasę ze szkoły w… Piasecznie… albo w Piastowie… podzieliła nas na mieszane grupy i zrobiła konkurs gramatyczny. Próbowała też nawiązać korespondencję pomiędzy nami a pewną czwartą klasą z Poznania. Podobno inicjatywa wyszła od tamtych dzieci a konkretnie od jakiejś Ireny… nie pamiętam. Każde z nas wybrało sobie jednego ucznia z tamtej klasy, do którego mielismy napisać. My pisaliśmy brajlem, siostra to podpisywała. Nie odezwał się potem nikt z wyjątkiem tej Ireny, która korespondowała dość długo z jedną z nas.
Jeszcze było spotkanie z czwartą klasą hm… gdzieś koło Pułtuska, ale tu też porażka. Ta sama osoba, która korespondowała z Ireną z Poznania także pisała z Agnieszką z tej miejscowości, której nazwy nie pamiętam.
***
W V klasie siostra że tak powiem bawiła się z nami w harcerstwo. Klasa nie miała samorządu, lecz była podzielona na dwa zastępy. Każdy miał swoją zastępową. W soboty przychodziliśmy do szkoły w mundurkach i na lekcji mieliśmy coś w rodzaju zbiórki harcerskiej. Pamiętam, jak siostra uczyła nas wiązać chusty. Była przy tym bardzo niecierpliwa. Trochę się jej nie dziwię. Kilkanaście razy powtarzać każdemu tę samą instrukcję: „lewy na prawy, lewy pod prawy…” dalej nie pamiętam.
Pod koniec IV klasy siostra myślała, że już nas opanowała, ale w V klasie pojawiła się nowa osoba – nie zdała z poprzedniej klasy. Była inna niż my. Jeździła co tydzień do domu, bo była z Warszawy. Była słabowidząca. Przywoziła gazetę „Razem” i chyba coś jeszcze. Głównie chodziło jej o plakaty ulubionych zespołów, ale przy okazji były tam inne rzeczy… gazeta wpadła w ręce nauczycieli i zrobiła się afera.
Pamiętam, że któregoś dnia nie było mnie na kilku lekcjach. Nie wiem, o co chodziło, ale gdy już wróciłam do szkoły i miałam wejść do klasy, zatrzymałam się na chwilę pod drzwiami, bo z za nich usłyszałam, jak siostra Blanka krzyczy „Jesteś głupią szafą!…” a chodziło właśnie o tę nową. Hmmm..
W internacie siostra przygotowała przedstawienie – bajkę o przepięknej Hannie. Panowała wtedy jakaś straszna grypa. Dużo osób grało na przedstawieniu z gorączką – w tym odtwórczyni głównej roli. Ja byłam wtedy statystką. Grałam jedną z tłumu, który pojawiał się tylko w którejś scenie, więc całą próbę generalną i prawie całe przedstawienie przesiedziałyśmy wtedy za sceną, koło tzw małej kaplicy. Przeczytałam wtedy prawie cały „Przylądek dobrej nadziei”.
Także w tym roku kto inny prowadził w internacie chór. siostra blanka liczyła na to, że ktoś młodszy przejmie to od niej. Nauczycielka była obiecująca, ale do czasu afery z piosenką zespołu Mazowsze.
„Cyt cyt, skrzypią drzwi,
Jasiu nie otworzę ci…”
To chyba akurat nie było z chóru, lecz z lekcji wychowania muzycznego. NO co? Zaśpiewałyśmy tę piosenkę jakimś ważnym gościom, siostra Blanka to usłyszała i zrobiła się afera. Pani Małgosia już w następnym roku chóru nie prowadziła a w szkole pracowała jeszcze kilka lat. Potem odeszła. I dobrze, bo na fortepianie grała tak sobie a piosenki, których uczyła… np „To idzie młodość…” albo jakieś „Pierwsza żaba rzekła kum, potem druga kum kum kum…” Nic ciekawego.
***
W VI klasie przenieśliśmy się wszyscy do nowej szkoły. Ta szkoła spaliła się kilka lat temu ale wtedy to była dla nas całkiem nowa rzeczywistość. Wcześniej szkoła była rozparcelowana po dwóch internatach a teraz miała swój budynek. Od tej pory do szkoły miałyśmy dużo bliżej i droga do tej szkoły była dużo bezpieczniejsza, bo nie mijały nas po drodze samochody.
W klasie zmieniła się formuła samorządu. Zamiast przewodniczącego, wiceprzewodniczącego itd był kasztelan, gospodarz, skryba i starosta – może ktoś jeszcze – teraz nie pamiętam. Nie było głosowania. Siostra Blanka ustaliła, kto będzie kim. Ja byłam tym starostą a właściwie starościną. Było to powodem do kolejnych wyzwisk rówieśników. Moim zadaniem było prowadzenie czegoś w rodzaju sądu koleżeńskiego.
W klasie odbyły się dwie takie rozprawy. Jedną pamiętam dobrze. Kolega kradł innym ich zeszyty i sprawa się wydała, gdy podczas wizytacji pani dyrektor zaczął czytać wypracowanie z zeszytu koleżanki. Ona wcześniej zgłosiła zaginięcie tego zeszytu, ale nikt jej nie wierzył, bo oboje hmm… i ten kolega i ona byli siebie warci. W każdym razie sprawa się wydała, ja siedziałam wieczorem w pokoju u siostry Blanki, która dyktowała mi obszerny akt oskarżenia, którym potem musiałam publicznie odczytać na rozprawie sądowej. Na tej rozprawie była także dyrektorka. Niewiele pamiętam z tej rozprawy. Pamiętam, że potem udaliśmy się na naradę, na której to dyrektorka zaproponowała karę a myśmy tę propozycję przyjęli.
Była jeszcze druga rozprawa, której nie pamiętam. Pamiętam, że w ogóle była, ale nie pamiętam, kogo i czego dotyczyła, ale koleżanka, która pracuje ze mną w pokoju bardzo dobrze pamięta i raczej nie chce o tym mówić…
I wtedy na początku roku szkolnego pojawiła się pierwsza informacja o ewentualnym wyjeździe do Australii.
***
Potem była burzliwa VII klasa. Pojawił się ktoś, kto zdaniem siostry Blanki stanowił dla nas zagrożenie. Wygrał w wyborach do samorządu klasowego, ale okazji tej dobrze nie wykorzystał. Nie zdał z poprzedniej klasy. był zdolny ale leniwy. Kochała się w nim większość żeńskiej części klasy. Do mnie dotarło, że nie jestem lubiana wśród rówieśników, bo lubi mnie siostra Blanka. Robiłam wszystko, żeby mnie znielubiła. W którymś momencie nawet publicznie krzyczała na mnie na lekcji wychowawczej – „rzucasz we mnie bryłami lodu!” – Jaka wtedy byłam z siebie dumna! Myślę, że zdawała sobie z tego sprawę.
Kiedyś poszłam do niej do pokoju, by pokazać, jaka jestem przeciwko niej zbuntowana. Mówiła do mnie – ja wiem, że żywisz do niego uczucie. Początkowo nawet cieszyłam się z tego. Myślałam, że pociągniesz go w górę a tym czasem ty sama staczasz się – albo jakoś tak.
Siostra Blanka postarała się o to, żeby odizolować nas od niego. Po prostu doprowadziła do przeniesienia go do innej szkoły. W tym samym czasie także doprowadziła do tego, że jedna z moich najlepszych koleżanek nie zdała do następnej klasy.Po prostu siostra Blanka jej nie lubiła i postanowiła to pokazać.
Z VII klasy pamiętam jeszcze mikołajki. siostra Blanka była wtedy oburzona prezentem, który dostała. Był to czterokolorowy długopis. Pamiętam, kto to kupił, ale tu nie powiem. Uznała to za prezent zbyt drogi.
No i wreszcie wakacje 1985 – wyjazd do Australii, któremu poświęciłam kilka lat temu cały wpis. Próby przed tym wyjazdem były bardzo stresujące. Podobno po jednej z nich śpiewałam przez sen.
***
W VIII klasie na początku roku siostra Blanka znalazła się w szpitalu. wyjazd do Australii bardzo odbił się na jej zdrowiu. Najpierw dały się we znaki nogi – w Bangkoku i w Sidney trzeba było wzywać wózek a potem z powodu pęknięcia wrzodu znalazła się w szpitalu. Ten wrzód bardzo jej dokuczał. Tak bardzo, że na jednym z koncertów pomyliła kolejność utworów. Do każdego z nich byłyśmy ustawione inaczej. Tak więc powiedzmy ustawiłyśmy się do „Maków” a siostra Blanka zaczęła grać „Bogurodzicę” i w momencie przygrywki trzeba się było szybko przestawić.
Pamiętam, że pojechaliśmy bez siostry Blanki na wycieczkę do Krakowa a potem zrobiła się z tego afera. Jeden kolega wrócił wcześniej z wycieczki za karę a my buntowaliśmy się, że jest za dużo chodzenia i zwiedzania i że mieliśmy iść do teatru w sobotni wieczór, w czasie, gdy była nadawana lista przebojów. Gdy siostra Blanka rozmawiała z nami po tej wycieczce, wstałam i powiedziałam co myślę. O jaki był wrzask! Usłyszeliśmy wtedy – ja już nie chcę słuchać, co robiliście w Krakowie!
Potem było wybieranie szkoły ponadpodstawowej i od tego czasu słyszałam już tylko od siostry Blanki, do czego się nie nadaję. W VIII klasie dodatkowo robiono nam na terenie szkoły egzaminy: pisemny z języka polskiego i z matematyki i ustny z dowolnego przedmiotu. Chciałam zdawać chemię. Na egzaminie dostałam pytanie z czegoś, czego nie przerabialiśmy na lekcjach ale siostra Blanka wiedziała lepiej! Dostało mi się, że zgubiła mnie pewność siebie i takie tam.
Siostra Blanka na siłę wypychała mnie do liceum ogólnokształcącego, bo jej zdaniem nie nadawałam się na masaż. Walczyła ze mną i z moimi rodzicami, ale tę walkę wygrała. No, może częściowo, bo gdy nie dostałam się na studia, to ojciec wypomniał mi to, że nie poszłam na masaż.
Z naszej klasy do zwykłych szkół poszły 4 osoby. Siostra Blanka pojechała osobiście do każdej ze szkół, w której mieliśmy się w przyszłości uczyć. Nie ważne, czy to była Warszawa, czy trzeba było pojechać gdzieś w Polskę. Gdy dowiedziała się, że jedna z nas będzie uczyć się w liceum francuskiego, brała ją do siebie popołudniami i uczyła francuskiego brajla. Gdy rozstawała się z nami, płakała. Nie wiem, dlaczego.
***
Potem było liceum. siostra Blanka zawsze autentycznie cieszyła się, gdy spotkała któregoś ze swoich uczniów czy chórzystów.
Pod koniec II liceum wymyśliłam sobie, że pójdę do średniej szkoły muzycznej na śpiew. Złożyłam papiery, jedyne co pozostało, to przygotować dwie pieśni na egzamin wstępny. Pojechałam do siostry Blanki przekonana, że mi pomoże a tu zaskoczenie. Bardzo długo rozmawiała ze mną przekonując mnie, że absolutnie nie nadaję się do tej szkoły, że ona wie co mówi, bo przygotowywała przecież kilka osób, że ja jestem za nerwowa i nie nadaję się na scenę a profesorowie ze szkoły muzycznej wychowują gwiazdy a nie chórzystów.
Dla mnie w tych sprawach siostra Blanka była absolutnym autorytetem. Posłuchałam się jej i zabrałam papiery. Jedna z sióstr pracujących w internacie mówiła – Danusiu, nie słuchaj tej siostry. Jeśli tak powiedziała, to jest idiotką. – A ja uważałam, że to ta młoda wychowawczyni z internatu jest idiotką.
Widywałam się jeszcze z siostrą Blanką kilka razy. Zawsze cieszyła się, gdy opowiadałam jej, co robię. Obiecywałam jej, że jak napiszę pracę magisterską, to będę robić doktorat. Jednak pracy magisterskiej nigdy nie napisałam. Poszłam do pracy. I podobno właśnie wtedy siostra Blanka przestała być ze mnie zadowolona. Miała mówić mojej koleżance z klasy, że jest rozczarowana, że spodziewała się po mnie czegoś więcej.
***
Siostra Blanka była dobrym nauczycielem. Moim zdaniem była najlepszą polonistką w szkole. Była bardzo wymagająca. Potrafiła postawić ocenę niedostateczną za brak pustej linii pomiędzy tematem a treścią wypracowania. Bardzo solidnie przygotowywała nas przed każdą wycieczką szkolną, na samej wycieczce pilnowała, żebyśmy wszystko dokładnie obejrzeli. Jeżeli wycieczki były kilkudniowe, rozdzielała nam zadania: kto ma załatwić prowiant, kto ma załatwić plecaki i śpiwory itd. Po każdej wycieczce organizowała konkurs z nagrodami.
Była niespożyta jeśli chodzi o przygotowywanie przedstawień. Sama pisała teksty i komponowała muzykę. W klasie co rok robiliśmy co najmniej jedno przedstawienie.
W IV klasie jakaś taka scenka z życia Mikołaja Kopernika i program o życiu i twórczości Marii Konopnickiej,
w V klasie o życiu i twórczości Henryka Sienkiewicza i coś jeszcze… ale nie pamiętam co, bo wtedy zachorowałam,
w VI klasie scenki z życia niewidomych w różnych epokach,
w VII klasie nie pamiętam, czy coś było, ale wtedy był ten obszerny program do Australii,
w VIII klasie pisaliśmy referaty o Matce Czackiej – założycielce szkoły w Laskach.
Niestety siostra Blanka była osobą nietolerancyjną. Uznawała tylko muzykę poważną. Pamiętam, jak kiedyś omawiając z nami satyrę pt „Żona modna” wykrzykiwała – „Jeśli ktoś słucha tylko bitu, roku, to jest głuptas muzyczny!”. Kiedyś wpadła w szał, gdy usłyszała, że dziewczyny z jednej z grup na rytmice w sali, gdzie była choinka tańczyły do jakiejś muzyki rozrywkowej. Wpadła i podobno miała krzyczeć – „Co to ma znaczyć! Roki pod choinką!”
***
Ostatni raz widziałam siostrę Blankę tutaj . Ten liknk prowadzi do wpisu, w którym są linki prowadzące do innych wspomnień o siostrze Blance.
Nie podeszłam do niej wtedy, nie odezwałam się. Nie żałuję tego.
Niech jej… Niech spoczywa… …no nie wiem.
Na pogrzebie była pełna kaplica ludzi, śpiewał chór, mszę odprawiał biskup. Kiedy zapytałam koleżankę, jak było, odpowiedziała – fajnie.

Miałam dzisiaj wizytę pana, który zajmuje się mordowaniem malutkich biegających zwierzątek, których wszyscy się boją i brzydzą… Ale ten wpis nie będzie o zwierzątkach.
Otóż ten pan jak już wszedł, to mówi tak – wjechałem samochodem na podwórko, stanąłem na miejscu dla inwalidów… ale ja mam odpowiednie uprawnienia, bo jestem inwalidą.
Nie wiem, co mu tam dolegało, bo chodził, mówił, widział, słyszał i mordował zwierzaczki. No i zalicza się do tych dzielnych pracujących niepełnosprawnych. Można więc powiedzieć, że niepełnosprawni są tak sprawni, że pracują np w firmie zajmującej się dezynsekcją.
I takich sprawnych niepełnosprawnych najchętniej się zatrudnia w Polsce i może jeszcze bierze się na nich dofinansowania i tacy sprawni „inwalidzi” podwyższają statystyki zatrudniania osób niepełnosprawnych. I dopóki tak będzie, to prawdziwi niepełnosprawni wciąż będą pozostawać gdzieś na marginesie, w strefie wykluczenia.

Poszłam na pocztę a tam zepsuł się system do numerków, czyli jak to mówią?… …kolejkomat?
Był zepsuty już wczoraj, bo też tam byłam i myślałam, że do dzisiaj naprawią.
ło matko! To straszne dla ludzkości! Musieli rozmawiać ze sobą, pytać siebie nawzajem – kto jest ostatni? A jak już zapytali siebie nawzajem a przy okazji pilnowali mojej kolejki, to se pogadali. A na poczcie o tej porze ludzi było sporo. Narzekali – oj, chyba nigdy tego systemu nie naprawią, bo za mało osób tu przychodzi. Gdyby wyświetlały się numerki, zapewne panowała by całkowita cisza.
Ludzi na poczcie było dużo, więc i ciekawych rzeczy się nasłuchałam.
Oto pewna pani przyszła z awizem po przesyłkę.
– Ale tej przesyłki tu nie ma.
– Jak to?
– Nie ma. została odebrana 11 lutego. Mogę poszukać…
Dłuższa chwila ciszy.
Odebrała ją pani (imię nazwisko)
– Tak, to jestem ja.
– Czy to jest pani podpis?
– Tak, to jest mój podpis.
– Czyli to pani odebrała ją trzy dni temu…
Przypomniało mi to przypadek, który zdarzył mi się wczoraj w pracy, ale… nie wiem, czy tu o tym pisać.

A inna pani stojąca gdzieś parę osób za mną opowiadała, że przyszła właśnie opłacić gaz i że już drugi raz opłaca ten sam rachunek, bo zapłaciła go w zeszłym miesiącu a to się okazało, że trzeba było w tym miesiącu i musi jeszcze raz zapłacić a tamte pieniądze przepadły.
Z jej głośnej na całą pocztę opowieści zrozumiałam, że to już nie pierwszy raz, że opłaca coś dwa razy.
Czy ja też będę w przyszłości taka, jak te panie, o których napisałam powyżej? …

A potem byłam w banku. Prozaiczna historia – chciałam wypłacić trochę pieniędzy. Kiedy weszłam, byłam pierwsza, ale przede mną kasjerka obsługiwała jakiś trudny przypadek. Trwało to długo. Za mną weszła jedna osoba, druga, trzecia… a kasjerka rozwiązywała swój trudny problem gdzieś na zapleczu a drugie okienko było zamknięte.
W końcu komuś puściły nerwy.
– Kto to widział, żeby w piątek po południu była czynna tylko jedna kasa! I niech się nie dziwią, że klienci z tego banku uciekają! A ludzi w banku się zwalnia. Najlepiej to trzymać pieniądze w skarpecie, bo oprocentowanie w skarpecie jest takie samo, jak w tym banku a jeszcze bankowi trzeba płacić. Jak był żuberek, to było dobrze, a jak zmienili logo, to się pogorszyło. I logo zmienili za nasze pieniądze!
Wyszedł do nas pracownik banku i zaczął przepraszać za utrudnienia, tłumaczył się, że nie każdy może podejść do kasy, bo nie ma odpowiednich uprawnień do transakcji gotówkowych.
To ową panią rozsierdziło jeszcze bardziej i zaczęła mówić coś o sejfach, że tu nie warto mieć skrytki, bo nie jest ubezpieczona.
Ktoś podszedł do pani od skrytek i zapytał, jak to właściwie jest z tym ubezpieczeniem. Pani coś odpowiedziała, nie usłyszałam co, ale za to usłyszałam głos naszej oburzonej pani – pewnie to ubezpieczenie obejmuje wartość kluczyka albo skrzyneczki!
A ja miałam spóźniony refleks i po niewczasie pomyślałam sobie – trzeba było wstać i powiedzieć temu pracownikowi tak, żeby wszyscy słyszeli – to niech pan idzie ze mną do bankomatu, to wtedy kolejka się skróci. Pójdzie pan ze mną?! Gdybyście tu mieli udźwiękowiony bankomat, to bym teraz tu w tej kolejce nie czekała!

A jeszcze na koniec miałam historię tu w domu.
Właśnie sprzątałam szafkę pod zlewem, gdy zadzwonił domofon. Pomyślałam sobie – pewnie inkasent do liczników elektrycznych – ale nie. Odbieram a w słuchawce słyszę – jestem urzędniczką i przyniosłam podatek od nieruchomości.
Piątek godz 17 i urzędniczka chodziłaby z jakimiś pismami? Zawahałam się przez chwilę i…
– Yyy… I ja mam pani uwierzyć?
– Tak.
– A ja pani nie wierzę.
– To już pani sprawa.
Odłożyłam słuchawkę. Nie wpuściłam tej pani.
W końcu tyle słyszy się o oszustach, fałszywych urzędnikach, fałszywych inkasentach, fałszywych pismach i mailach o podatkach, naciąganiu starych ludzi na nieprawdziwe pisma. Jak urząd gminy chce coś wysłać, to niech idzie z tym na pocztę i niech wrzucą do skrzynek. Nigdy nie słyszałam, żeby urzędniczka w piątek o godz 17 chodziła po domach. Mam nadzieję, że postąpiłam słusznie.

Podniecali się tym wczoraj wszyscy: pracownicy budynku, w którym i ja pracuję, czytelnicy, panie na poczcie, a ja znów chcę napisać coś całkiem innego.
Nie jestem bez wad i grzeszę przeciwko różnym przykazaniom i popełniam różne grzechy główne, ale to, co robi pani Justyna, to jest grzech przeciwko piątemu przykazaniu.
I jeszcze coś.
Kamil Stoch przed swoim skokiem czuł się źle i brał jakieś leki. Justyna Kowalczyk jest na silnych lekach. Znacznie wyprzedziła rywalki. Ze złamaną stopą!
Czy te leki, które brał Kamil Stoch i Justyna Kowalczyk nie są jakoś tak chcący czy niechcący dopingiem?

Inna sąsiadka, która już tu nie mieszka, lecz wynajmuje, czyli sąsiadka zza kraty namawiała mnie dziś:
Napisz mail do wydziału lokalowego w gminie, żeby wyeksmitowali tę sąsiadkę. Napisz, że jesteś niewidoma, że sąsiadka mieszka przez ścianę, że jest głośno, że „ty masz wyostrzony słuch”, że z tego mieszkania wychodzą karaluchy, że sąsiadka jest teraz w więzieniu, ale niedługo wyjdzie, że teraz na jej miejscu mieszkają jacyś obcy ludzie, którzy nie mają prawa tu mieszkać, że tam doszło do zabójstwa. Napisz to wszystko i poproś, żeby ją eksmitowali do mieszkania socjalnego.
Hmm… Ja mogę sobie tu pisać na blogu na sąsiadów, koleżanki, kolegów, na byłych nauczycieli… na kogo chcę, może z wyjątkiem yyy… nie ważne…, ale donosicielką to ja nie jestem. Z resztą co to da? Wyeksmitują tę panią, to na jej miejsce przyjdzie ktoś inny, kto będzie robił dokładnie to samo. Teraz mieszkań komunalnych nie przydziela się porządnym ludziom, lecz takim z marginesu społecznego – pijakom, byłym więźniom i… niewidomym, bo to dla nich jak widać jeden worek, tzn jeden margines społeczny. A co tam. Nie każdy nawet niewidomy może na takie mieszkanie liczyć. Ja widocznie byłam uznana za członka marginesu społecznego. Ok. Z pewnością na jej miejsce nie przyjdzie tu porządny człowiek. Zabiorą tego, przyjdzie ktoś inny taki sam albo jeszcze gorszy. Lepsze jest coś, co się już zna niż coś nowego, groźniejszego. Tak mi się przynajmniej zdaje.

Sen o znachorze

11 lutego 2014

Śniło mi się, że byłam poważnie chora i ktoś zaprowadził mnie do człowieka, który miał mnie wyleczyć. Ten człowiek leczył za pomocą pociętej słomy zmieszanej z błotem. Musiałam położyć się, zostałam cała posmarowana tą mieszanką i tak leżałam nieruchomo z zamkniętymi oczami. Oprócz mnie leżało tam więcej osób a znachor coś do nas głośno krzyczał.
Nagle ktoś mocno pociągnął mnie z tyłu za włosy dwa razy i obudziłam się.

„Przedstawiam klasę czwartą, która na początku roku we wrześniu przedstawiała sytuację rozpaczliwą. Była to gromada dzieciuchów, gap, niedołęg, kiepskich rekrutów, gromada, która nie wiedziała, kiedy i jak i gdzie się zachować, nie wiedziała, kiedy siedzieć przy stolikach, a kiedy wolno chodzić po klasie, jak odrabiać lekcje, jak się zachować w czasie lekcji. Była to klasa, z którą było mnóstwo trosk i kłopotów. Martwili się tym wszyscy: wszyscy nauczyciele i pani dyrektor. Było wiele zabiegów, żeby z tej gromady kiepskich rekrutów zrobić jakich-takich uczniów. Zastanawiano się nad tym, czy cofnąć ich do przedszkola, czy może wystarczy tylko do trzeciej klasy, urządzano zebrania, zebrania z panią dyrektor, z wychowawczyniami grup internatowych, wiele zebrań samorządów, zebrań klasowych, na których się mówiło, nad czym trzeba pracować, co trzeba poprawić, jak się stać prawdziwym, dobrym, normalnym uczniem.
I w końcu roku okazało się, że ta czwarta klasa, ta gromada kiepskich rekrutów, stała się zupełnie normalną klasą na… srebrny medal. Jeszcze nie na złoty, ale na srebrny…”
(czerwiec 1982)

Powyższy tekst jest zapisem pewnego nagrania.
Nie jest to nagranie spod stołu, z ukrytego dyktafonu, nagrane bez wiedzy siostry Blanki. Nagranie było dokonane na jej magnetofonie, siostra Blanka miała przed sobą na biurku mikrofon i z pełną świadomością mówiła te słowa a my słuchaliśmy ich.
Te słowa były wprowadzeniem do tzw „Klasowej szopki”, którą przedstawialiśmy na koniec roku szkolnego, ale to nagranie było dokonywane nie na żywo w sali gimnastycznej, lecz w klasie, na kilka dni przed końcem roku, więc oprócz nas nikt inny tego nie słyszał.
Wtedy te słowa tak mnie nie dotknęły. Miałam wrażenie, że mnie one nie dotyczą a poza tym żyłam wówczas w przeświadczeniu, że siostra Blanka mówiąc te słowa ma rację.
W roku 2005 koleżanka dostała kopię tej taśmy i zrobiła kopię dla mnie a ja natychmiast ją zdigitalizowałam. i wtedy właśnie, w 2005 roku, gdy usłyszałam te słowa z początku wpisu, poczułam się urażona. Gdyby te słowa padły dziś, siostra Blanka miałaby na głowie naszych rodziców, kuratorium, media, rzecznika praw dziecka, nie wiem, kogo jeszcze. Wtedy kontakt z rodzicami był mocno ograniczony, nie było zminiaturyzowanych urządzeń a nagranie owo było własnością siostry Blanki.
Podejrzewam, że gdyby wtedy wiedziała, że czasy się zmienią, że technika pójdzie do przodu i że jedna z uczennic w ramach zemsty pewnego dnia roku 2014 opublikuje te słowa w sieci, pewnie by ich nie wypowiedziała. Kiedy zaczęłam prowadzić blog i wyrzucać z siebie przeszłość, przysięgłam sobie, że gdy siostra Blanka umrze, opublikuję te słowa. Robię to właśnie teraz.

Mam nadzieję, że Bug teraz położył siostrze Blance na wielkim talerzu wszystkie jej uczynki, i te dobre, i te złe, siostra Blanka je obejrzy tak, jak się ogląda rozłożone na stole przedmioty, że Bóg osądzi ją sprawiedliwie i będzie miłosierny – bardziej miłosierny niż ja.

Jak już ochłonę, to napiszę swoje własne, subiektywne wspomnienia o siostrze Blance, które już nie będą takie wyłącznie w czarnych barwach.