Biedna pani B B

18 czerwca 2017

Namawiałam panią B B, żeby w Boże Ciało przyszła na mszę na godz 18. Nie posłuchała mnie. Poszła na 10.30 i wracając się przewróciła. Na przejściu dla pieszych się przewróciła. Uszkodziła sobie rękę i twarz. Gdybym tam była i gdybym z nią szła, trzymałabym ją pod rękę… Następnego dnia poszła do przychodni do chirurga. Na szczęście spotkała inną moją znajomą, panią B G, która to ostatnio traktuje mnie, jak powietrze i gdy widzi nas obie, to odzywa się tylko do pani B B. Pani B G akurat poszła zapisać się do jakiegoś lekarza i walczyła jak lwica o panią B B, żeby ta weszła bez kolejki, bo jest „po wypadku”. Lekarz ją przyjął, kazał przyjść jutro na kontrolę.
Sąsiadki mówiły jej, żeby nigdzie nie wychodziła. No i nawet miała nigdzie nie wyjść, ale mówiła, że jak już wstała i się rozbudziła, to uznała, że jednak pójdzie. No i znów powtórzyła się ta sama scena. Szłam chodnikiem, gdy usłyszałam jej głos – Dokąd pędzisz, kozacze?
Chyba powinnam teraz tydzień w tydzień dzwonić do niej na komórkę i pytać, czy idzie do kościoła na tę godzinę, co ja. No bo niby skąd mam wiedzieć, czy jest? Jak idę w tamtą stronę, to jej nie spotykam. Też nie wiem, dlaczego. Może wychodzi wcześniej, albo później.
Ot, takie dylematy kogoś, kto nie widzi, kto jest wokół.

Dodaj komentarz