Wszyscy pracownicy mieszkający po jednej stronie granicy a pracujący po drugiej stronie, już nie muszą przechodzić kwarantanny. Wszyscy oprócz pracowników medycznych. Ci skarżą się do Rzecznika Praw Obywatelskich, że są dyskryminowani.
Pracownicy służb medycznych w Polsce coraz częściej są piętnowani, hejtowani. Sąsiedzi każą im wyprowadzić się z mieszkań, sklepikarze nie chcą obsługiwać, pasażerowie wpuszczać do autobusów i tramwajów.
Część czytających takie wiadomości oburza się. Ja nie.
Uważam, że obecnie pracownicy służb medycznych powinni być skoszarowani w nieczynnych hotelach. Hotelarze płaczą, że nie zarabiają – proszę bardzo. Niech im państwo płaci i zapędza tam lekarzy, pielęgniarki, ratowników medycznych, kierowców karetek, salowe, rejestratorki. Można też do tego celu wykorzystać internaty przy zamkniętych obecnie szkołach.
Lekarze w Niemczech, skoro wybrali lepszy pieniądz, niech teraz tam siedzą i nie pokazują się w Polsce. Pan Bóg ich pokarał! Miłe złego początki, ale koniec – jak widać – żałosny.
I przyznam się jeszcze do czegoś.
Gdybym spotkała na ulicy, w bloku, w autobusie osobę, o której wiedziałabym, że pracuje w szpitalu, własnymi rękami bym ją ukamienowała. Na śmierć.

„Nie nudzę się na kwarantannie, bo w końcu nie muszę widywać się z ludźmi. Wychodzę z domu raz na tydzień i mogę wreszcie odpocząć od tłumów w autobusach, od korków na mieście, jest cisza, spokój, a ja mam kontakt z ludźmi wtedy kiedy chcę. A jak nie chcę, to oglądam filmy, gram w gry, sprzątam, jem, śpię. Czuję się świetnie, bo nie trzeba wreszcie oglądać ludzi.”
Powyżej zacytowałam komentarz z Facebooka. Poważny czy prześmiewczy – nie ważne. Ważne jest to, że czuję trochę podobnie, może z tą różnicą, że:
1. pracuję,
2. wychodzę z domu prawie codziennie.
A za całą resztą jakoś nie tęsknię. Podoba mi się to, że wychodzę tylko wtedy, kiedy sama tego chcę i nikt mnie do niczego nie zmusza, bo przecież wirus.

Wczoraj odbyła się pierwsza po dwóch miesiącach tajna próba chóru. W większości przyszły na nią – a jakże – seniorki, które powinny być chronione i siedzieć w domu, oraz osoba opiekująca się starą, schorowaną matką. Organista jest ambitny i mimo zakazów chce, żebyśmy zaśpiewały na dwóch uroczystościach. Niewiem jak soprany, alę ja z koleżanką z altów nie zachowałyśmy dystansu społecznego.

Próbowałam protestować przeciwko planom śpiewania, nie ze strachu, ale dlatego, że nie mam ochoty ani na te próby, ani na śpiewanie, ale z pewnych względów nie wypada mi odmówić. Próbowałam przemówić dziewczynom do rozumu, że nie możemy zabierać miejsca innym, ale wtedy dowiedziałam się, że nadal obowiązuje zasada, że służba liturgiczna się nie liczy. Nie mam takiej pewności, ale nie chciałam już wchodzić w dyskusję z organistą.

Kiedy szłyśmy na tę niby tajną próbę, złapał nas na tym jeden z księży. Autentycznie miałam obawy, że zaraz na nas doniesie na policję. Obawiam się, że wcześniej czy później ktoś to zrobi i będzie to najdroższa próba w naszym życiu.

I tu mogłabym zakończyć ten wpis, ale muszę odnotować coś jeszcze.

Otóż tak się składa, że tego dnia rozmawiałam ze znajomą, która cały czas autentycznie siedzi w domu i nigdzie nie wychodzi. Przeraziła się, gdy jej powiedziałam o tej próbie chóru. Przypomniała mi, że powinnam się bać, domagać się zachowania odległości, a po powrocie dokładnie się zdezynfekować. Przypomniała mi też, że jak któraś z nas zachoruje, to będzie musiała się przyznać, z kim się spotkała, a także, że powinnam pamiętać o tym, że jak trafię na kwarantannę albo do szpitala, to nikt się mną nie zajmie, bo nie mam rodziny.

Muszę trzymać się teraz jednej zasady – im mniej znajomi o mnie wiedzą, tym lepiej.

Ludzie, co za czasy! Trzeba się tajnie spotykać. Do czego to doszło… A swoją drogą, jak już pisałam, wcalę nie tęsknię i uważam, że próby powinny być wstrzymanę do września.

Oto sms sprzed dwóch dni, czyli z dnia 3 maja:

Drodzy moi…

Zapraszam na tajne „komplety chóralne” w najbliższą środę 6 maja o godz. 19.00.

Spotkamy się przed kościołem i razem przejdziemy w niezorganizowanej grupie na (tu podany adres plebanii)….😃

Kto chętny i ma odwagę na takie spotkanie – proszę o informację.

Milej niedzieli

Ten temat miałam zawrzeć w innym wpisie, który powstaje pt „niewidomi w koronie”, ale wpis coś nie może powstać, bo popołudniami jestem nie do życia. Teraz jestem na urlopie, więc postaram się nadrobić zaległości.
Niewidomych w koronie na razie zostawię w spokoju na rzecz tego konkretnego tematu, bo od pewnego czasu podnosi mi on ciśnienie i muszę, bo inaczej się uduszę. Podejrzewam, że ten wpis może być wodą na młyn dla niejakiego Anonima, ale mam to gdzieś, bo problem może dotyczyć nie tylko mnie.
Otóż zakupy z powodu likwidacji warzywniaka i sklepu mięsnego oraz różnego rodzaju obostrzeń wydawały się być trudne dla mnie do zrealizowania. Opisywałam wcześniej, jak radziłam sobie z tym tematem. Jednak nie do końca zdaje to egzamin. Nie będę opisywać ze szczegółami, kto, co i dlaczego, ale już parę razy zdarzyło się, że po wysłaniu listy potrzebnych rzeczy, bez podania przyczyn nie dostawałam wszystkiego co zamówiłam, a o tym, że czegoś nie dostałam, orientowałam się dopiero na swoim P3 podczas rozpakowywania zakupów.
Ponieważ obostrzenia zostały złagodzone a ja zorientowałam się, że w najbliższej przestrzeni kompletnie nie mam się czego bać, zaczęłam sama chodzić do pobliskiego sklepu. Nie jest to jakaś anonimowa sieciówka z anonimowymi pracownikami i anonimowym tłumem klientów. Dzisiaj po raz pierwszy zrobiłam coś, co może być wodą na młyn dla komentatora Anonima. Zrobiłam na telefonie listę zakupów i… …dałam ten telefon pracownicy sklepu, żeby się z nim przeszła w półki, bo ona najlepiej wie, co gdzie leży i w jakiej kolejności to brać, a przy okazji jeszcze zapyta, jaki smak, ile procent, butelka czy karton itd. itp.
Wiem, że dziewczyna mi tego telefonu nie ukradnie i nie ucieknie w siną dal, bo w tym sklepie pracuje, ale wiecie… obce ręce, wirusy i takie tam. W domu w ruch poszły do tej pory nieużywane chusteczki antybakteryjne, którymi będę przecierać telefon po powrocie z takiej eskapady. Płynem nie będę go przecież pryskać.
Ktoś by mógł powiedzieć – no wiesz! Ale w tym sklepie jest strasznie drogo! Nie lepiej pójść do jakiegoś X, Y, Z, gdzie są promocje i jest taniej.
Nie. Ja nie mogę i tego nie zrobię. Mam swoje ograniczenia a zasiłek pielęgnacyjny czy świadczenie uzupełniające mogę potraktować, jako rekompensatę różnicy w cenie. Trudno. Takie życie.
I tu przechodzę wreszcie do meritum.
Są osoby, które już od samego początku proponowały mi pomoc w zakupach i jest tych osób coraz więcej.
Dlaczego więc nie korzystam z ich pomocy i robię zakupy sama?
Zerknijcie na tytuł wpisu. Tam jest odpowiedź na moje pytanie.
Od początku okresu narodowej izolacji naliczyłam 9 osób, które kiedykolwiek cokolwiek dla mnie kupowały. Słownie DZIEWIĘĆ! Z tego tylko z dwoma osobami byłam w stanie rozliczyć się na zdrowych zasadach. Mówiły mi, ile zapłaciły za zakupy, ja przelewałam im pieniądze na telefony. Reszta nie chciała ode mnie pieniędzy za zrobione zakupy. Ludziom mylą się pojęcia. Ograniczenia spowodowane brakiem wzroku są dla nich tożsame z ubóstwem i brakiem pieniędzy.
Ktoś by mógł powiedzieć – ok, Danuaria, no to proś o pomoc tylko te osoby, z którymi możesz się rozliczyć finansowo.
Tak, ale:
– jedna z tych osób mieszka pod Warszawą i trudno, żebym ją specjalnie ciągała tu do mnie. Poprosiłam ją raz i wystarczy.
– Druga z tych osób kilkakrotnie pytana, czy nie wybiera się do dużego sklepu, za każdym razem odpowiada przecząco, więc przestałam ją w ogóle pytać.
Nie wszystko byłam w stanie kupić w pobliżu. Prosiłam więc inne osoby, które chciały to zrobić, ale zawsze kończyło się to stwierdzeniem „ale ja nie chcę pieniędzy”, „chcę Ci to dać” itp.
Ślepa, to biedna.
Te osoby zrobiły mi niedźwiedzią przysługę. Przestałam je o cokolwiek prosić. Skutek będzie taki, że teoretycznie będę narażać siebie na dodatkowe spotkania z potencjalnym wirusem.
Nie wiem, czy rozumiecie, o co mi chodzi, bo treść się nieco rozmydliła. To jeszcze raz w telegraficznym skrócie:
„Niewidomy” nie musi równać się „biedny” i jeśli prosi o pomoc w zrobieniu zakupów, to nie dlatego, że go nie stać, lecz dlatego, że ma np problem z dotarciem, znalezieniem czegoś na półkach, że o pilnowaniu kolejki nie wspomnę. Jeżeli nie chcecie od niewidomego pieniędzy za zrobione zakupy, to więcej was o pomoc nie poprosi i będzie narażał się na różnego rodzaju niedogodności związane z niewidzeniem.
Oczywiście są niewidomi, którzy są biedni, bo żyją tylko z renty i takich osób jest większość, ale jeżeli nie stać ich na jedzenie, to zwracają się do odpowiednich instytucji, które rozdają żywność. Jeżeli ktoś prosi o zrobienie zakupów, to z góry zakładajcie, że stać go na nie.

Wymyśliłam dowcip

3 Maj 2020

Chłopak z dziewczyną umówili się na randkę, oczywiście zachowując zasady dystansu społecznego, w parku, bo wolno. Dziewczyna przychodzi spóźniona na spotkanie.

– Kochanie, przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłam się zdecydować, którą maseczkę założyć.

Wieczorami zaglądam na Facebook i na kanał pewnego komentatora, żeby poznać poglądy innych na całą tę sytuację i w wyniku tych poszukiwań natrafiłam na dwie informacje, które są sprzeczne ze sobą.
Dlaczego w Polsce mamy oficjalnie stosunkowo mało zgonów spowodowanych wirusem Covid19?
1. Bo w rzeczywistości zgonów na Covid19 jest jeszcze mniej, ale lekarzom zamyka się usta i każe wpisywać w kartach zgonów Covid19, choć przyczyny zgonów tak naprawdę są inne.
2. Bo w rzeczywistości zgonów na Covid19 jest więcej, ale lekarzom zamyka się usta, ludzie umierają nie doczekawszy testów, a w kartach zgonów wpisuje się niewydolność oddechową.

To nie będzie aktualny sen. To będzie sen z przeszłości. Kolejny taki sen, który daje mi skojarzenia z obecną sytuacją. Ten sen miałam kilka razy. Zawsze był mniej więcej ten sam. W tym śnie chodziłam do którejś ze starszych klas podstawówki i byłam po chorobie, ale albo ja, albo ktoś codziennie wynajdywał powody, żebym jeszcze leżała w łóżku i nie szła do szkoły. Mnie ta sytuacja bardzo odpowiadała. Chciałam jeszcze leżeć w łóżku i nie iść do szkoły. Raz już nawet szykowałam się do szkoły, ale w ostatniej chwili poszłam do łóżka. Któregoś razu nawet odwiedziła mnie w internacie moja nieżyjąca już wychowawczyni.
Dlaczego mam skojarzenia z obecną sytuacją?…
To jest wpis z serii, jak by tu powiedzieć, żeby nie powiedzieć, a powiedzieć…
…W nadchodzącym tygodniu ten problem akurat mnie nie dotyczy, bo wzięłam urlop. A w związku z tym jest jeszcze jedno skojarzenie. Kuchenne.